Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 177.jpeg

Ta strona została przepisana.

— Ta faworytka moja wyrośnie na niepospolicie piękną kobietę; zobaczysz to, kuzynko. Już ja się na tem znam!
— Zawsze jesteś łaskaw na tego małego rozczochrańca, kuzynie, — z ponętnym uśmiechem odpowiedziała Kirłowa; ale oczy jej miały ciągle wyraz roztargniony, a postawa była wahającą się i zmieszaną. W małej bawialni postrzegła nieporządki, które ją zawstydzały. Kwieciste perkalowe pokrycia skromnych sprzętów swawolni jej synowie poplamili piaskiem i atramentem; pył okrywał, stojącą pomiędzy oknami, mahoniową komodę, i była to już wina Rózi, do której codzienne sprzątanie mieszkania należało.
Z pośpiechem zamykała drzwi, przez które widać było sypialny pokój, dwoma usłanemi łóżkami, toaletą mahoniową, wielkiem lustrem i rzeźbami przyozdobiony. Łóżka były czyste i nawet ozdobnie usłane, a staroświecka, wyprawna jej toaleta stanowiła sprzęt dość osobliwy i kosztowny. Ale Kirłowa pamiętała dobrze o tem, że sypialnia, nawet najozdobniejsza, nie powinna ukazywać się oczom gości. Cóż kiedy w tym domku były po stronie mieszkalnej tylko cztery pokoje: bawialny, sypialny, dziecinny i mała jadalnia, w której teraz sypiali chłopcy i kilka kur siedziało na jajach! Nie podobna było w takiej ciasnocie zachować wszystkich przepisów przyzwoitego urządzenia domu!
Właśnie w chwili, kiedy drzwiami, otwierającemi się z jednej tylko strony, widok sypialnego pokoju przed gościem zasłaniała, Różyc rękę jej zdjął ze starej żelaznej klamki i, zatrzymując ją w chudych, ale jak atłas białych i gładkich, dłoniach, z uśmiechem zaczął:
— Widzę, kuzynko, że przyjazdem swoim sprawiam ci zawsze kłopot, i to mnie martwi... Będę w tym wypadku, o! tylko w tym wypadku, lepszym od ciebie, bo zupełnie otwartym, i poproszę, abyś mnie szczerzej uważała za krewnego, przed którym nie czuje się potrzeby ani ukrywać czegokolwiek, ani czegokolwiek się wstydzić... Bobrze, kuzyneczko? Proszę powiedzieć, że tak nadal będzie. Dobrze?... — Rękę jej ciągle w dłoniach trzymając, mówił to z tak serdecznem połączeniem żartu i czułości, że Kirłowa, uradowana i ujęta, znowu po brzegi włosów zarumieniona, ręce jego mocno ściskała.
— Dziękuję ci, Teosiu — zaczęła, — bardzo dobry jesteś... Ale ja, widzisz, mam dawne, o! dawne przyzwyczajenia, których nigdy pozbyć się nie mogę...
— Niechże ci więc te przyzwyczajenia bróżdżą w stosunkach z innymi, ale nie ze mną — żywiej niż zwykle zawołał Różyc. — Zresztą — dodał — powinnaś wiedzieć, że tyle już widziałem i zaznałem wszelkiego rodzaju zbytków, iż mnie największe bogactwa zadziwić nie mogą. Gdybyś była taką, jakiemi zwykle bywają kobiety bogate, mniej-bym się czuł do ciebie pociągniętym...
Zupełnie już ośmielona, z figlarnym błyskiem oczu, który zdradzał, że niegdyś, w pierwszej może młodości, zalotność nie była zupełnie dla niej obcą, zauważyła: