Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 178.jpeg

Ta strona została przepisana.

— Lubisz rozmaitość, kuzynku, i temu-to widać względy twoje zawdzięczam!
Siadając obok niej na kanapie, z uśmiechem odpowiedział:
— Jestem, moja droga kuzynko, wielkiem nic-dobrego; choruję od objedzenia się marcepanami i z uszanowaniem spoglądam na chleb razowy...
— O! — zawołała, — bardzo trafne nazwanie dla siebie wymyśliłeś! Trzeba rzeczywiście być wielkiem nic-dobrego, aby tak ślicznie urządzić się ze wszystkiem...
— Otóż to — potwierdził, — otóż tak obchodź się ze mną zawsze! Jesteś jedyną w świecie osobą, która mi w oczy gorzkie prawdy mówi. Z początku mię tem zadziwiłaś, a potem zachwyciłaś. Obciąłbym, abyś mnie więcej jeszcze łajała. To coś nakształt uczucia owych dawnych pokutników, którym się zdawało, że za każdem uderzeniem dyscypliny jeden grzech spada im z pleców...
— Gdyby wszystkie twoje grzechy z pleców ci zrzucić, trzebaby pęki silniejszej niż moja, — zaśmiała się Kirłowa.
Śmiech jej przecież, z początku swobodny i trochę rubaszny, topniał w żalu, który napełniał jej oczy. Wzięła rękę krewnego i, patrząc mu w twarz, zapytała:
— Cóż? jakże? czy nie chorowałeś bardzo w tych czasach? może już obejrzałeś swoje majątki? A z tem okropnem przyzwyczajeniem?... wiesz! co słychać? Może choć trochę starasz się przezwyciężać?...
Różyc uśmiechnął się niedbale, ale zarazem i przyjaźnie:
— Tyle mi naraz pytań zadałaś, moja droga spowiedniczko, że nie wiem na co wpierw odpowiadać. Nie chorowałem gorzej, a nawet, ponieważ jedyną chorobą moją jest nieopisana apatya, mam się trochę lepiej niż zwykle, bo znalazłem coś, co mnie w ostatnich czasach trochę podniecać zaczęło. Majątków swoich nietylko jeszcze nie obejrzałem, ale mię sama myśl o tych oględzinach w rozpacz wprawia: wiesz dobrze dlaczego. Lenistwo nieprzyzwyciężone, zupełne do podobnych rzeczy i ludzi nieprzyzwyczajenie, nakoniec, i najbardziej może, wieczne i nieodparte pytanie: poco?
— Nakoniec i najbardziej — z żywością przerwała, — to twoje dziwne, okropne, z paskudnego tego świata, w którym żyłeś, przywiezione przyzwyczajenie...
Zaśmiał się głośno.
Kirłowa brwi zmarszczyła i, energicznie ściśniętą ręką o dłoń drugiej uderzając, zawołała:
— Śmiej się, ile chcesz, a ja zawsze powiem, że to jest jakaś niesłychana i niewidziana okropność. Już nasi chłopi lepsi, co się po prostu wódką upijają...
— Niesłychana i niewidziana rzecz dla ciebie, moja kuzynko, i dla was wszystkich w odludnych kątach żyjących; ale na szerokim świecie rozpowszechnia się to bardzo, staje się prawie chorobą epidemiczną...
Kirłowa bystro zmęczonemi oczami na niego popatrzyła: