Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 180.jpeg

Ta strona została przepisana.

— Cóż to tak trudnego do odgadnięcia?! Gdybyś był głupcem, nie dbałbyś o nic i do końca hulałbyś sobie wesoło; a ponieważ, choć późno, do rozumu przyszedłeś, zrozumiałbyś coś zmarnotrawił i stracił.
Śmiał się.
— Nie masz pojęcia, kuzynko, jak lubię z tobą rozmawiać. Zupełnie rozumne rzeczy wypowiadasz w taki sposób.
Zamyślili się oboje. Kobieta roztargnioną stawać się zaczęła. Przypomniała sobie swoje dzisiejsze roboty i interesa i pomyślała: czy też chleb wsadzono już do pieca: czy kupcy na wełnę nie zniecierpliwili się czasem i nie odjechali? Wstała z kanapy, a zupełnie jednocześnie z nią podniosła się z ziemi, siedząca dotąd u jej kolan, Bronia.
— Każę zaraz podać herbatę...
Różyc, z żywem poruszeniem, upewnił, że herbaty nigdy prawie nie pija. Popatrzyła na niego trochę przenikliwie, a trochę ze zmieszaniem. Po chwili jednak śmiało rzekła:
— Mówisz nieprawdę. Herbatę lubisz i pijasz jej wiele... wiem o tem od męża... Ale raz już spróbowałeś naszej i wiesz, że nie jest tak wyborną, jak ta, do której przywykłeś.
Różyca prawdomówność jej widocznie bawiła i ujmowała.
— Moja wina! — zawołał; — złapałaś mnie na kłamstwie. Wszelkiej rzeczy niesmacznej lękam się jak ognia...
— Trzeba było tak powiedzieć odrazu: poco kłamać? I bez tego już pewno nakłamałeś w życiu jak ostatni faryzeusz. Przyniosę ci więc konfitur, bo o konfiturach moich nie będziesz mógł powiedzieć, że są niesmaczne. Nauczyłam się niegdyś przyrządzać je od Marty Korczyńskiej... Niewiele ich zwykle smażę, ale lepszych pewno w swoim Wiedniu nie jadłeś.
Prędko wyszła z pokoju, a razem z nią, tuż przy tołubku, podreptała Bronia, w ręce klaszcząc i wołając:
— Konfiturzki będą! konfiturzki! i ja, mamo, chcę konfiturzek.
Z całej, dość osobliwej, rozmowy dwojga krewnych, dla tej małej rozczochranej, czarnookiej istotki ten jeden wyraz posiadał sens zrozumiały.
W gruncie rzeczy, oprócz szczerej chęci uczęstowania krewnego, Kirłowa pałała żądzą zajrzenia na drugą stronę domu. Musiało tam coś w jej nieobecności zepsuć się, czy nie zupełnie udać, bo do bawialnego pokoju doszedł po chwili podniesiony nieco głos, którym przemawiała do służących. Potem jeszcze zamieniła, już w sieni, kilka słów z kupcami i nakoniec do bawialnego pokoju weszła, niosąc na tacy kilka napełnionych konfiturami spodków. Tuż obok niej, potykając się co chwila o rozwiązane tasiemki trzewików, przydreptała Bronia. Za nią Rózia wniosła talerz pięknych malin i miałki cukier w staroświeckim, kunsztownie wyrobionym, kubku. Takie kosztowne i piękne przedmioty, jak mahoniowa komoda pod ścianą, dwa olejne portrety na ścianie, tualeta z wielkiem lustrem i rzeźbami, srebrny, osobliwego kształtu, kubek — dziwnie odbijały