Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 198.jpeg

Ta strona została przepisana.

posąg, wytwornie ubrany, chodził po salonie krokiem mierzonym, trochę drobniejszym, niżby z natury wypadło, — z lekkiem poskrzypywaniem błyszczącego obuwia. Ręce trzymał w kieszeniach, a bladą, wązką, delikatną i krótkim, siwiejącym zarostem otoczoną twarz jego przejmował wyraz uczuwanej wielostronnej wyższości majątkowej, rodowej, cywilizacyjnej. Mową płynną i monotonną wyrażał on Korczyńskiemu głębokie ubolewanie nad tem, że niepokoić go musi upomnieniem się o dług swój, czyli o niewypłacony mu dotąd posag żony...
Korczyński przy pierwszych zaraz słowach tej sprawy dotyczących drgnął, jakgdyby mu kto ostrze jakieś za skórę zapuścił; nagle i dziwnie lekko do bocznego stolika poskoczył i z uśmiechem prawie zalotnym wzięte ztamtąd cygaro szwagrowi podał.
— Dziękuję, przed obiadem nie palę, — rąk z kieszeni nie wyjmując i przechadzki nie przerywając, odmówił Darzecki.
Pan Benedykt z wyrazem prośby popatrzył mu w oczy.
— A może?... wcale dobre... Przywiozłem takich parę pudełek z miasta, na wypadek takich gości, jak kochany szwagier... tylko takich gości!
— Dziękuję, nie, — powtórzył gość z ledwie spostrzegalnem i pierwszem, odkąd tu przybył, poruszeniem głowy, a zaraz potem mówił dalej: — Właściwie, te kilkanaście tysięcy są bagatelką, o której ani mowy pomiędzy nami być nie powinno... Pojmuję dobrze solidarność obywatelską, będącą niejako fundamentem społecznej budowy. Powinniśmy podtrzymywać się wzajem, chociażby z ujmą własną... tak, chociaż-by z ujmą. Człowiek cywilizowany nie może doświadczyć większej przykrości nad tę, kiedy go okoliczności zmuszą do pokrzywdzenia w najmniejszej rzeczy tych węzłów, tych sympatyi, tych najlepszych choćby chęci, które uczuwa dla swoich blizkich tak, dla swoich blizkich...
— Procenta płacę regularnie, — nieśmiało przerwał Benedykt.
Mała siwiejąca głowa, na sztywnym karku osadzona, uczyniła drugie z rzędu, zaledwie dostrzegalne poruszenie, tym razem twierdzące.
— Regularnie, tak, re-gu-lar-nie. Jesteś, kochany szwagrze, człowiekiem pełnym honoru i serca, i za prawdziwe szczęście uważam sobie, że ci to przyznać mogę...
— Więc może i nadal... — szepnął Benedykt.
Błyszczące obuwie gościa głośniej trochę skrzypnęło, i była to jedyna oznaka, że czuł się cokolwiek zakłopotanym.
— Niepodobna, kochany panie Benedykcie... Gdyby człowiek mógł zawsze być panem okoliczności, bezwarunkowo miałbym sobie za punkt obywatelskiego honoru, tak, ho-no-ru, a także za miłą powinność pokrewieńską i przyjacielską, uczynić ci i nadal, jak dotąd czyniłem, folgę ustępstwo, ułatwienie w twoich interesach... tak, jak dotąd czyniłem...
— Za co ci, kochany szwagrze, najpokorniej wdzięczen jestem — przerwał znowu Benedykt, a głos jego był istotnie bardzo pokorny. — Dobroć i względność twoja — ciągnął. — ośmiela mię...