Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 201.jpeg

Ta strona została przepisana.

— No, poproś-że jeszcze ojca, żeby ci jaki pałac królewski do Korczyna sprowadził!
Darzecki zaś, za odbiegającemi córkami patrząc, z pobłażliwym uśmiechem zawołał:
— Wesoła, swobodna, różowa młodość; wiek szczęśliwy, marzeń pełny!...
A potem zaraz do ostatniego wyrazu przerwanej swej mowy powrócił:
— Kto wie? Kto na pewno wiedzieć może, dla kogo los łaskawym jest lub surowym? Nie narzekam, nie narzekam; w porównaniu z innymi w interesach stoję dobrze, bar-dzo do-brze. Jednak równowaga ich trochę w ostatnich czasach zachwianą została... tro-chę...
W nawpół spuszczonych oczach Korczyńskiego przeleciał, przy tych słowach gościa, zjawiający się w nich czasem błysk mądrej i nieco złośliwej filuterności, lecz zgasił go natychmiast gruby cień troski.
— W zeszłym roku potrzebowaliśmy dom nasz powiększyć i trochę przyozdobić... żonie zachciało się małej oranżeryi, do której-by wychodzić było można prosto z sali jadalnej... córki pragnęły inaczej umeblować swoje pokoiki... ja znowu popełniłem szaleństwo, tak, przyznaję to, sza-leń-stwo — powiozłem je wszystkie za granicę... Podroż sześciu osób kosztowała wiele, ale sprawienie im tej przyjemności było prawdziwą potrzebą serca, której odmówić sobie nie mogłem. Słowem, od lat kilku, to jest od czasu, kiedy starsze córki dorosły, wydawałem trochę za wiele, tak, za wiele, i dla tego równowaga trochę się zachwiała...
Wzburzenie podnosiło szeroką pierś Korczyńskiego. Dając mu trochę folgi, z całych sił przecież hamując się, zauważył:
— Ależ, kochany szwagrze, zawsze byłem zdania, że to powiększanie domu, te oranżerye i te wojaże były dla was wcale niepotrzebne...
O jednę czwartą tonu głos podnosząc i z widoczniejszym niż kiedy wyrazem własnej wyższości na twarzy, Darzecki odpowiedział:
— To względne, kochany panie Benedykcie, tak, bar-dzo wzglę-dne. Jesteśmy ludźmi cywilizowanymi, a cywilizacya stwarza w nas potrzeby, gusta, przyzwyczajenia, dążenia, tak, dą-żenia, które są naszem życiem, których wyrzekając się, gwałcimy niejako własną naturę, samą naszą duszę. Człowiek ucywilizowany jest rozkochany w pięknie, w harmomii, w rzeczach wykwintnych, wzniosłych; pragnie też wrażeń, duchowego posiłku, umysłowego wzrostu, których bez wytwornego otoczenia, bez podróży i tym podobnych zbytków życia posiadać nie można. Zresztą, mam córki, i nikt mi tego za złe brać nie powinien, że pragnę dla nich losu najświetniejszego, tak, naj-świet-niej-sze-go. Nakoniec, znasz dobrze, kochany szwagrze, moje stosunki familijne. Jedna z ciotek moich wysokie zajmuje miejsce w kołach arystokratycznych... stryjeczny brat mój, powiększywszy znacznie fortunę, posiada dom po książęcemu prawie urządzony. Z tych dwóch płyną liczne moje znajomości i kuzynowstwa,