Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 202.jpeg

Ta strona została przepisana.

stosunki zaś do wielu rzeczy obowiązują, niejako zmuszają. Jest to moralna presya, której poddajemy się chętnie, bo daje nam w zamian znaczną, bardzo zna-czną summę przyjemności zupełnie wyższych. Eksplikuję się przed tobą, kochany szwagrze, ponieważ z przykrością, z rzetelną przykrością, przychodzi mi kłopotać się o tę sumkę... Ale znam cię, kochany szwagrze, jako człowieka honoru, serca i rozumu: więc nie wątpię, że gdy nad pozycyą moją zastanowić się zechcesz, przyznasz mi racyą, najzupełniejszą racyą!
Z powierzchowności sądząc, nie widać było, aby Korczyński przyznawał szwagrowi najzupełniejszą racyą; nic o tem jednak nie powiedział. W zamian, zniżonym i prawie pokornym głosem mówić zaczął o tem: że długu tego ani na chwilę uważać nie przestał za najsprawiedliwszy; że procenta regularnie opłacał i nawet przed kilku laty, na żądanie szwagra stopę ich podniósł; że za wielkie wyświadczone mu dobrodziejstwo uważa, iż tak długo nie żądano od niego wypłacenia tej summy. Potem, z kolei, eksplikował się z przyczyn, które tę wypłatę czynią dla niego niezmiernie trudną i prawie rujnującą; wyliczał swe dochody i wydatki, ciężary obarczające Korczyn, staranie się o zachowanie i ulepszanie majątku. Mówił długo, a ponieważ nie chciał, aby dzieci słyszały wszystko, co mówił, przeto głos zniżał prawie do szeptu, co mowę jego czyniło podobną do odbywanej spowiedzi. Była to spowiedź widocznie męcząca, bo plecy garbiły mu się coraz więcej i wzrok coraz nieruchomiej tkwił w ziemi, a na sfałdowane czoło występowały krople potu. Nakoniec Darzecki u jednej z kanap otoczonych fotelami zatrzymał swe drobne, poskrzypujące kroki i na jeden z fotelów opuścił się w ten sposób, że można go było wziąć za siadający posąg. Benedykt usiadł także i, przestając mówić, słuchał długich i płynnych wywodów szwagra: o różnych źródłach kredytu istniejących, a także o takich, które-by tylko istnieć mogły; o kapitale, który ludzie niedość postępowi znieruchomiają w niewycinanych lasach; o zyskach, które on sam spodziewa się osiągnąć z powiększonej swej gorzelni i nowo przez się założonej olejarni; o łączeniu przemysłu z gospodarstwem rolnem; o różnych systemach gospodarskich we Francyi, Niemczech, Belgii, Holandyi. Skończył na tem, że doradzał szwagrowi albo sprzedanie zaniemieńskiego lasu, albo pożyczenie wiadomej summy u jednego z kapitalistów miejskich, z którym on sam posiada niejakie stosunki i szwagra zaznajomić gotów, — który wprawdzie zażąda procentu wyższego, daleko nawet wyższego, nad ten, jaki Benedykt płacił dotąd siostrze, co jest smutną, ale nieuniknioną, koniecznością, budząca w nim samym żal, rzetelny żal; jeżeli wszakże kochany szwagier zastanowić się zechce, nie tylko tego nalegania i tych strat, które poniesie, za złe mu nie poczyta, ale, pozycyą jego i jej potrzeby wyrozumiawszy, przyzna mu niezawodnie racyą, naj-zu-peł-niej-szą ra-cyą. Korczyński jednemu tylko z tych punktów racyą przyznawał: Winien był siostrze kilkanaście tysięcy; oddać je, skoro tego stanowczo żądano, było jego bardzo naturalnym i prostym obowiązkiem. O sprzedaży lasu myśleć będzie i z kapitalistą zaznajomi się. Prawdopodobnie drugiego