Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 203.jpeg

Ta strona została przepisana.

środka użyje raczej niż pierwszego, chociaż, jakim sposobem z tej. lichwy wylezie, gdy raz w nią wlezie, sam nie wie i nie rozumie. Szwagier utrzymuje, że racyonalniej byłoby las sprzedać; może i jest w tem słuszność, ale są znowu względy, które...
Umilkł i zamyślił się najmłodszy z trzech niegdyś braci Korczyńskich, — tak się zamyślił, że przypuścić było można, iż na chwilę o szwagrze i ciężkim kłopocie swoim całkiem zapomniał. Po chwili, twarz do samej prawie twarzy Darzeckiego przysuwając, jak tylko mógł najciszej szepnął:
— Szwagier może pamięta, że tam... jest... to... tamto... mogiła!...
— Jaka mogiła? — zadziwił się Darzecki.
— Andrzeja... i to... tamto... tego... tych, którzy z nim razem.
Po chwili dokończył:
— Wszystko to przeszło, i wiadoma rzecz, że nawet wspominać o tem nie trzeba. Ale, wie szwagier? czasem, kiedy na to... tamto... spojrzę i przypomnę sobie, zdaje mi się, że to kościół...
Teraz Darzecki milczał chwilę, przypomniał sobie także, — i oczy, których blade źrenice zmąciły się trochę i zamigotały, wzniósł ku sufitowi, potem z westchnieniem zaczął:
— Sentymentalność... tak, jest to, kochany szwagrze, sen-ty-men-tal-ność, której, na nieszczęście, każdy z nas mniej albo więcej ulega, a która już nam tyle złego narobiła...
— Pewno! pewno! tyle złego! — głośno przerwał Benedykt, i z przekonaniem, prawie z zapałem, dokończył: — Szwagier ma pod tym względem racyą, najzupełniejszą racyą!
Umilkli, salon napełniały już tylko cienkie i mieszające się z sobą głosy panienek, które, na trzech krzesłach w rząd ustawionych siedząc, z ptaszęcemi ruchami ładnych główek, po ptaszęcemu świegotały:
— Najmodniejsze teraz pantofelki z szarego płótna, ze skórzanemi deseniami...
— Nie cierpię płóciennych... dla mnie najpiękniejsze z wyzłacanej skórki... tylko trzeba koniecznie, aby miały wązkie nosy...
— Ach wązkie nosy... koniecznie! koniecznie! U moich są za szerokie, prawda?
I podnosząc nieco małą nóżkę, Leonia ze smutkiem na twarzy, ze zmarszczonem trochę czołem, ukazywała kuzynkom pantofelek swój, na ażurową pończoszkę włożony.
Darzecki powstał i, odmawiając śniadania, na które zapraszał go Benedykt, wymawiając się tem, że dziś jeszcze córki swoje zawieźć musi do jednej ze swych ciotek, o trzy mile ztąd mieszkającej, brata żony żegnał i bratowej najgłębsze ubolewanie nad jej chorobą oświadczyć polecił.
W przedpokoju mówić zaczął o Zygmuncie i o nowem zajęciu, które ten młody człowiek dla siebie znalazł, a które raz jeszcze świadczyło o jego wyższych, niepospolitych zdolnościach. Zabrał się, mianowicie, do rozkopywania tak zwanych Okopów Szwedzkich,