Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 232.jpeg

Ta strona została przepisana.

— Bo-to panienka skaleczyła się! — zabrzmiał głos gadatliwej baby. — Boże przenajświętszy! Ale to nic! to z nieuzwyczajenia! Cha, cha, cha! Nim panienka za mąż wyjdzie, zagoi się! Cha, cha, cha! Ej! bo to panienka i sama na paluszek swój nie dmucha, kiedy znowu do roboty bierze się! Owszem! To tak prawie, jak ja. Kiepkują ze mnie ludzie, że kochliwa jestem, ale o to mnie bynajmniej! Za toż o lenistwo nigdy na ludzkie języki nie padłam! I w swojej chacie wszystko zrobię, i synkowi na pomoc przybiegnę! Ile zaś razy sierpem, albo nożami do krajania zielska, albo tam czem innem ręce sobie pokroiłam, to-by już tego i Bóg przenajświętszy nie zliczył. A przy kochaniu wszystko dobrze. Tak i panience rączka zagoi się, jak tylko luby pocałuje! A czy jest luby?
— Niema — z uśmiechem odpowiedziała Justyna.
— Oj, to źle! trzeba żeby był! Ale ja cościć słyszałam, że i był... tylko... niestały. Bo to ludziom gęby nie zatknąć. Gadali! A ja, owszem, dziwowałam się temu panu, że takiej ślicznej panienki nie wziął... i Jankowi za przykład stawiłam: „Nie bądź ty taki, synku! Jadwiśki swojej nie porzucaj!“ A on jak ofuknie: „Ja — mówi — nic Jadwiśce nie przyrzekał, a ten pan tej pannie przyrzekał i nie dotrzymał. A kiedy tak, to on jest prawie łajdak, i do tego jeszcze głupi, bez oczu, bo panna śliczna i taka po nim tęskliwa, że mnie, zdaje się, łój roztopiony do serca kapie, kiedy ją gdzie obaczę!“ Ot, jaki on! do mnie przyrodził się... czuły i taki romansowy...
Ciemną, mnóztwem istotnie śladów skaleczeń okrytą, ręką oczy sobie otarła, bo zawsze płakała, albo przynajmniej na płacz się jej zbierało, ilekroć o rzeczach czułych i romansowych mówiła.
W tej chwili na brzegu ścierniska rozległo się pozdrowienie, męzkim głosem wymówione:
— Dopomóż, Boże!
— Dziękujemy! — odpowiedziało kilka męzkich i kobiecych głosów, a matka Jana wyprostowała się i, rękę na kłębie opierając, zaśmiała się do przybyłego całym rzędem jasnych zębów.
— Pan Fabian widać do hrabiów przypisał się, kiedy w taki roboczy czas spaceruje sobie. Owszem, bo to wygoda w chacie wielką gromadę mieć. Żonka i dzieci wszystko zrobią, a ociec muchy po drogach ściga. Cha, cha, cha!
Na brzegu ścierniska rumianością rydza jaśniała twarz Fabiana, szorstkim wąsem zjeżona i parą małych, bystrych oczu połyskująca.
— Ot, i poruszyła baba rozumem jak cielę ogonem! — zwolna postępując naprzód, odkrzyknął. — U pani Starzyńskiej zawsze gęba wiatrem nabita. Kiedyż-to ja od pracy ubiegałem? a że dziś przy robocie nie stoję, to z przyczyny takich interesów, których taka głowa jak pani Starzyńskiej pojąć nawet nie zdoła. Teraz zaś idę do moich snopków, co pod laskiem na mnie czekają, i tu zaszedłem dla obaczenia: ile mego żyta na przyszły tydzień pozostanie?