Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 233.jpeg

Ta strona została przepisana.

— Nic, tatku, nie pozostanie! Wszyściutko dziś zeżniem! — zawołała Elżusia.
— Taki koniec, że bez jegomościa obeszło się, i jednego naszego kłosa na tym kawałku dziś nie pozostanie! — zaśpiewała matka rodziny.
Rodzina ta, z dwu kobiet i czterech mężczyzn złożona, już i przedtem gorliwie pracowała, ale z nadejściem zwierzchnika swego gorliwość tę zdwoiła. Nawet wysoki, pleczysty Julek, który przedtem stanął był na zagonie jak słup nieruchomy i sennym i tęskliwym wzrokiem w stronę Niemna patrzył, teraz, z podniesionemi ramionami, głośno sapiąc i bardzo pośpiesznie, widłami snopy z ziemi podnosił i układającemu je na wozie bratu podawał. Fabian coraz dalej po ściernisku powoli i z powagą postępował, a na widok kilkunastu swych zagonów, zupełnie już ze zboża obranych, z widocznem zadowoleniem kępką sterczących wąsów poruszał. Puszył się zaś coraz więcej, szerokie, czerwone ręce w kieszeniach czarnych spodni zatopił i coraz dumniej po tej części państwa swego kroczył, na której tak pomyślnie gospodarowała jego rodzina. Wtem stanął, rękę z kieszeni wyjął i, czyniąc z niej sobie nad oczyma daszek, patrzył w stronę dwojga ludzi samotnie u brzegu ścierniska pracujących.
— Hej! Ładyś! — rozległ się na całe ściernisko krzyk jego popędliwy i głośny, — a czyje to żyto żonka twoja sierpem zaczepia? Niby-to na swoim zagonie żnie, a obok rosnące skubie? Bóg mnie ubij na ciele i na duszy, kiedy te chamy ćwierci mego pracowitego zagonu nie spustoszyły!
Krew zalała mu czoło, policzki nawet białka oczu, które niepohamowaną złością zagorzały.
Na widok szkody dobru jego wyrządzonej powaga jego i pycha zniknęły w mgnieniu oka, i tak lekki jakby miał lat dwadzieścia, z pięściami tak zaciśniętemi jakby godził na śmiertelnego wroga, biegł, leciał prawie, zagony przeskakując i wysoko za sobą podrzucając ciężko obute nogi. Żona i córka jego żęły dalej, ale dwaj dorośli i dwaj niedorośli synowie, przerywając robotę, patrzyli za nim z widocznym przestrachem w oczach, któremu jeden z nich tylko, zapalczywy i także do gniewu skłonny, Adam nie uległ. On także na widok szkody zbożu ojcowskiemu wyrządzonej gniewem zapłonął i, stojąc na wozie pełnym snopów, z brwiami ściągniętemi i błyskającemi oczyma, cały podał się naprzód, do skoku i rzucenia się ojcu z pomocą gotowy.
W połowie drogi Fabian stanął, ku synom się zwrócił i, obu rękoma machnąwszy, z całej piersi jeden tylko wyraz im rzucił:
— Gomuły!
Dwa zagony jeszcze przeskoczywszy, znowu obejrzał się i krzyknął:
— Harbuzy!
Znowu poskoczył naprzód i, raz jeszcze krwisto czerwoną twarz swą odwracając, wrzasnął:
— Z dopustu bożego, durnie!