Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 234.jpeg

Ta strona została przepisana.

Adam z wozu skoczył; niedorosłe chłopcy, z których jeden lat piętnaście, drugi siedmnaście mógł liczyć, sierpy na ziemię rzucili i wszyscy trzej wielkim biegiem puścili się za ojcem. Czas też był, aby z pomocą mu pośpieszyli, bo młodszy o lat kilkanaście, barczysty Ładyś i żona jego, wysoka, muskularna, z wielkiemi rękoma, choć z wychudłą twarzą, kobieta, z krzykiem też, z pięściami i widłami na spotkanie napastnika biegli.
Adam, z wozu zeskakując, widły z rąk Julka pochwycił. Dwie minuty zaledwie od rozpoczęcia się sporu minęły, gdy na ściernisku, tuż przy zagonie Fabiana, który stał się kością niezgody i którego brzeg istotnie przez sierp Ładysiowej żony w dziwne zęby i wykąsy był poszczerbiony, powstał kłąb zwikłanych z sobą ciał ludzkich, strasznemi krzykami buchający, a ramionami i widłami, nakształt miotanych przez wicher skrzydeł młyńskich, rozmachany.
Żniwiarki, z sierpami w opuszczonych rękach, na zagonach stanęły i w stronę bójki zwróciły twarze z przelęknionemi oczami, z porozwieranemi usty. Widowiska takie nieczęsto zdarzać im się musiały, skoro czyniły na nich tak głębokie wrażenie. Zdarzały się jednak; bo i teraz niektóre szeptały pomiędzy sobą, że może Fabian Ładysia tak zbije, jak dwa lata temu zbił Klemensa, który mu łączkę spasał, albo sam okaleczony zostanie tak, jak mu się to zdarzyło w wypadku jakimś, w którym innemu sąsiadowi, przez pomstę za jakąś „ubligę“, drogę zaorał.
— Bo to — zagadnęła matka Jana — on i sam krzywdy ludziom robić umie. — To pólko Jankowe był już sobie przywłaszczył, kiedy Janek był mały, a Anzelm chory, że go owszem, procesować musieli...
— Pani Starzyńska bardzo już wszystko pamiętająca, — zaczęła żona Fabiana, która tak drżała, że aż zęby jej głośno uderzały o siebie. — A taki koniec, że ten Ładyś, złodziej, na wszelki kłosek, na wszelaką trawinkę cudzą przymiera z chciwości.
— Bardzo słusznie! z chamką ożenił się i sam schamiał, a teraz ojca jeszcze skaleczy! — popędliwie krzyknęła Elżusia. — Julek! — krzyczała dalej, rozpaczliwie oglądając się na wszystkie strony, — Julek! biegaj ojcu pomagać!
I zaraz czerwone ręce załamała.
— Bardzo słusznie! — jęknęła, — uciekł! — Owszem, bo to na Niemen drapnął, cha, cha, cha! — roześmiała się Starzyńska.
Istotnie, widać było zdala ogromnego, rudego chłopca biegnącego co sił przez ogrody i podwórka okolicy, ku rzece. Z głową w tył odrzuconą, z miotającemi się w obie strony ramionami, przeskakiwał nizkie płotki i pędem strzały obiegał domy, a za nim biegł też, pod płotkami prześlizgiwał się, zagony ogrodów przeskakiwał, radośnie i rozgłośnie skamlący Sargas.
Ale wrzawa kłótni przyciągnęła kilku ludzi z poblizkich łanów; Jan także, który na ściernisko pieszo już wrócił, z gniewnie ściągniętemi brwiami biegł ku walczącym. Po cichem przed chwilą polu rozległy się krzyki trwogi i oburzenia.