Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 240.jpeg

Ta strona została przepisana.

ców zaledwie dotknął i, nie na gościa, lecz kędyś daleko, patrząc, przemówił:
— Nie spodziewałem sie, nie spodziewałem się takiej promocyi i ta... ta... kiego miłego spotkania!
— Widzi Witold — pokręcając zaostrzonego wąsika, tryumfująco zawołał przystojny, śmiały chłopak w kanarkowem ubraniu. — Czy ja Witoldu nie mówiłem, że będzie grzecznie i jak należy przyjęty? A to Anzelm tak już za swoję dzikość na ludzkie języki padł, że Witold nijak do Anzelma iść nie śmiał. „Chcę, a nie śmiem, ” — powiada. Aż ja wziąłem, przyprowadziłem, zaznajomiłem, i koniec, i basta! A gdzież to panna Antonina?
I skoczył ku domowi, w którego sieni słychać było śmiejące się głosy i huk obracanych żaren.
W małej przyciemnionej sieni Starzyńska żwawo obracała okrągłym kamieniem żaren.
— Ot, tak, panieneczko, ot, tak, robaczku, okręcać trzeba i okręcać...
Siwiejące włosy z pod białego czepka opadały jej na twarz rozognioną i spotniałą; ale po całodziennem żęciu nie wyglądała wcale mniej sprężystą i żwawą.
— O, ciężko! — zawołała Justyna, gdy kamienne koło zaturkotało pod jej rękoma.
Oparty o oddrzwia wysoki mężczyzna, którego śnieżna koszula bielała, lecz rysy znikały prawie w półzmroku sionki, śmiał się cichym, w głębi piersi szemrzącym śmiechem.
— Rączki już nadmiar zmęczone; niech już odpoczną sobie te miłe, śliczne rączki... Do takiej pracy niewzwyczajone.
Przez drzwi otwarte widać było kuchnię dość obszerną, w której, w samym środku, siedziała gromadka królików, tak ułaskawionych, że ludzkie głosy i kroki wcale ich nie płoszyły. Tylko w nierozwikłanej tej mieszaninie długich uszu i czarnej, białej, szarej sierści, z dziesięć par oczu błyszczało nakształt czarnych paciorek, w koralową oprawę ujętych. Przed niewielką kuchenną płytą, ogromnym kapturem osłonioną, stała Antolka, cała w świetle rozpalonego w piecu ogniska. Złotawe blaski obejmowały jej wątłą, wysmukłą kibić, drobne rysy różowej twarzy i włosy pełne więdnących kwiatów. Stawiając na płycie garnek pełny wody, nagle drgnęła. Kanarkowy kawaler, wybornie naśladując kukułkę, za plecami jej zawołał:
— Kuku! kuku! kuku!
— O, Jezu! — zawołała i usta nieco wzgardliwie wydęła, choć w ciemnych jej oczach przebiegły wesołe błyski, — czy to pan Michał, nic dziś nie zmęczony, aż tu jeszcze dokazywać przyszedł?
— Okropnie zmęczony! oj, oj, o! jaki ja zmęczony! Chyba mnie panna Antonina usieść przy sobie pozwoli, bo jeżeli nie, to tak zaraz, hrym! i z wielkiego zmęczenia do nóżek upadnę!