Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 266.jpeg

Ta strona została przepisana.

— Pewno! pewno! — twierdząco, wstrząsając głową, powtarzał Jan, — utrapienia i aprensye złość w człowieku rodzą. Ja sam, pamiętam, kiedy kilka lat temu Fabian mnie prześladował, na kłótnie wciąż wyzywał i pole moje jak swoje zaorywał, w taką złość wpadłem, że, do domu przyszedłszy, garnek, co na stole stał, o ziemię cisnąłem i roztłukłem, siostrę małą jeszcze złajałem i stryjowi jeżem się postawiłem. A wszystko to uczyniłem niedobrowolnie, tylko przez zgryzotę i aprensyę. Często cierpiąc, zdarza się, że nie ścierpisz!...
Opowiadał, że, w okolicy żyjąc, wiele zgryzot i krzywd przenieść trzeba. W jednem gnieździe nie jednaki ptak się lęgnie! Szczenięta od jednej psicy urodzone niejednostajne mają przyrodzenie. Tak samo i między ludźmi. Są w okolicy ludzie dobrzy, i spokojni; są i tacy, co jak psy rozjadają się na sąsiadów. Ale najwięcej złych jest dlatego, że, mało mając, z chciwością ubijają się o więcej i, blizko siebie żyjąc, fałdów jeden drugiemu przy siaduje.
— Pijactwa pomiędzy nami niema, ani rozpusty nijakiej, ani złodziejstwa. Chatę, choć na cały dzień, otworem zostawić można, a nikt marnego węgla z pieca nie wyjmie. Zatoż każdą grudkę ziemi jeden drugiemu z gardła-by wydarł, a za najmniejszą szkodę, albo ubligę, do czubów się biorą lub do sądów ciągną. O szkodę zaś i ubligę łatwo tam, gdzie zagony jak groch w worku zmieszane, a okno w okno patrzy...
Stryj i on sam — mówił Jan — zatargów i procesów, jak tylko mogą, ubiegają, po prostu, za wstyd je poczytując, a także i dlatego, że smaku, ani też pożytku, w nich nie znajdują. Hojniejsza jedna garść z pokojem niżeli dwie z wojną. Lepiej z małego garnuszka jeść w spokojności niż morze wychłeptać ze zgryzotą. Cukru garścią nie jedzą, ale niedostatku nijakiego nie cierpią. Prawda, że za bogatych w okolicy uchodzą, a to z tej racyi, że gospodarstwo do nich dwóch tylko należy, raczej do stryja, ale to już wszystko jedno. Przytem i ziemi mają sporo: morgów dwadzieścia. Trzech tylko w okolicy gospodarzy tyle jej ma; ale zato większe u nich gromady, jak u Fabiana, naprzykład: dusz siedem w domu. Inni daleko mniej mają: po dziesięć, osiem, pięć morgów, a i tacy są, którzy, jak, naprzykład, Ładyś, i ćwierci beczki na swojej ziemi nie wysiewają. Cóż dziwnego, że w cudze lezą? Pusty żołądek mruczy. I u nich samych bieda była, kiedy stryj był chory, a on jeszcze mały i niebardzo do czego zdatny. Teraz zaś to już nietylko dobrze sobie żyją, ale i Antolka dostanie posag, jak za mąż wychodzić będzie, nie duży, pięćset rubli, ale Michałowi, który i bez tego-by ją wziął, wielką tem pomoc przyniesie, a zawsze później większej poszany i od męża i od familii doświadczy, jeżeli się choć małą rzeczą do spólnego dobra przyczyni. Dziewczyna też zasłużyła na to, bo pracowita i, choć taka młoda, ze wszystkiego korzyści ciągnąć umie: z krów, z ptactwa, z przędziwa, z tkania. Krów mają cztery, owiec dwadzieścia; więcej mieć-by potrzeba, ale z wypasem i łąką bieda. Dwie ciężkie biedy okolica