Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 271.jpeg

Ta strona została przepisana.
XI.

Pod otwarłem oknem, na podługowatym, prostym stole, na kilku książkach w zniszczonej oprawie, stała lampka z wysokim kominkiem; przy glinianym dzbanku i szklance z zielonawego szkła leżał wśród grubych okruch niedojedzony kawał razowego chleba.
— Już kiedy okno otworzył i chleb jadł, to prędko i odżyje, — szepnął Jan.
W głębi izdebki, pod ścianą, okrytą cienkim i chropowatym pokładem wapna, na tapczanie, zasłanym kraciastą, domowego wyrobu kołdrą, Anzelm, w kapocie i butach, na wznak leżał, z jednem ramieniem bezwładnie wzdłuż ciała opuszczonem, a drugiem — zarzuconem na głowę.
Szeroki rękaw kapoty zakrywał całkiem górną część jego twarzy, i widać było z pod niego tylko bladoróżowe, siwiejącym wąsem ocienione usta. Układ tych ust był tak surowy, jakby wnet otworzyć się miały dla wydania słów gromiących, albo gniewnego okrzyku. W górze, nad leżącym w martwej nieruchomości człowiekiem, blado błyskały ramy świętego obrazu i szaro majaczyły wizerunki rycerzy, cierniową koroną zwieńczone.
— Żeby teraz z fuzyi mu nad głową wystrzelić, ani poruszy się, ani przemówi, i żadne proszenie, ani krzyczenie, nic nie pomoże. Sam przez się potem dźwignie się i odżyje...
Odeszli. Z małego ganka, otoczonego gzemsem w grube floresy wyrzeźbionym, widać było ciemnawą sionkę, w której stały żarna, i przez otwarte drzwi, w kuchni czysto wymiecionej, dwie naprzeciw siebie, u białego sosnowego stołu siedzące dziewczyny. W niedzielnych sukniach, bijących w oczy morderową i granatową barwą, w obcisłych stanikach i kolorowych kokardach u szyi, łokciami o stół oparte, pochylały ku sobie głowy owinięte gładko uplecionemi warkoczami, szepcąc o czemś z ożywieniem i bezustanku. Pomiędzy niemi leżał na stole zaledwie rozpoczęty bochen chleba i stał gliniany, czarny garnek, z którego drewnianemi łyżkami