Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 274.jpeg

Ta strona została przepisana.

Przy tem opowiadaniu aż zanosiły się obie od śmiechu. Justyna śmiała się także.
Kiedy Jan, zdjąwszy z siebie przemokłą odzież, w kurcie z domowego sukna, z wywiniętym na nią kołnierzem białej i cienkiej koszuli wszedł do kuchenki, gwarno w niej było i wesoło. Antolka przed chwilą do bokówki była wbiegła i wyniosła z niej tak wielki pęk tkanin, że aż uginała się pod jego ciężarem. Rzuciła go na stół, i teraz wszystkie trzy oglądały te wyroby jej rąk: suknie, dywany, kołdry, mieniące się najróżnorodniejszemi barwami i wzorami — pasiaste, kraciaste, nakrapiane, z czystej i z lnem pomieszanej wełny.
Jan siostry o matkę zapytał; powiedziała mu, że do Starzyn poszła do męża, a jutro raniutko powróci jeszcze na dni kilka, aby im żąć pomagać. W Starzynach grunta nizkie, więc żniwa późniejsze, dlatego może ona przy żniwach dzieciom pomagać, a potem do swoich w porę, doskoczyć. Dwie mile ujdzie dziś w jednę stronę, a dwie jutro z powrotem, i z sierpem na polu stanie, jakby, nie pięćdziesiąt, ale dwadzieścia, lat miała.
— Chwała Bogu za taką starość — zauważył Jan, a z tej racyi jest ona taką, że matka zawsze wesołą była i żadnych aprensyi do serca nie dopuszczała. Ale nie każdy z takim charakterem urodzić się może...
Drzwiczki od przeciwka, w kącie kuchni umieszczone, a tak wązkie, że prawie ich widać nie było, otworzyły się po cichu, i ozwał się zza nieb głos Anzelma:
— Czy mi się tylko tak wydało, czy doprawdy głos panny Justyny usłyszałem?
Justyna żywo ku drzwiczkom podbiegła.
— Przez próg nie witam! Przez próg nie witam! bo niezgoda jaka mogłaby z tego pomiędzy nami wyniknąć... a ja sobie niezgody z panią nie życzę! — z rzadką u niego żywością i żartobliwością zawołał gospodarz domu, i w kapocie, zza której grubego kołnierza widać było koszulę, u szyi tasiemką związaną, wysoki próg przestąpił.
Justyna w obie dłonie rękę jego wzięła i, chwilę milcząc, na niego patrzyła. Więc był to ten sam człowiek, któremu na piaszczystym pagórku Marta niegdyś święcony medalik u szyi zawiesiła, i który potem, z twarzą uczernioną, z potokami wody, ściekającemu z włosów i odzieży... Pierwszy raz zobaczyła go bez czapki. Czoło miał białą i cienką skórą powleczone, wysokie, z mnóztwem zmarszczek, które snopem leżały pomiędzy brwiami i ztamtąd cienkiemi nićmi rozchodziły się po całem czole, aż do przerzedzonych siwiejących włosów.
Antolka podbiegła i w rękę, go pocałowała.
— Jeszcze dziś pierwszy raz stryjka widzę! Dopilnował tej minuty, kiedy po wodę poszłam, i wtedy do kuchni przyszedł, aby sobie kawałek chleba ukroić. Przychodzę do domu: chleb na stole, a drzwi od przeciwka znów zaszczepione, wszystko zaś dla tego, żeby nie widzieć się z nikim...