Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 276.jpeg

Ta strona została przepisana.

świętych obrazków, które nad łóżkiem ścianę okrywały, największemi rozmiarami i najjaskrawszemi barwami jaśniał obraz jej patrona, w wianki na Boże Ciało poświęcone, w palmy przedwielkanocne, w pęki suchych nieśmiertelników i świeżych nogietek ubrany. Przez otwarte okna zapachy kwiatów i ziół, wnikając z ogrodu, napełniały po brzegi całą świetlicę, a wtłaczające się przez nie gałęzie starej gruszy ocieniały ją zieloną, ruchomą firanką.
Anzelm do jednego ze stołów Justynę prowadził.
— Na krześle sieść proszę... wygodniej będzie niż na ławie... proszę na krześle usieść...
I, z żywością ruchów, której-by nikt po nim spodziewać się nie mógł, zgrabnie, dwornie, krzesło dla niej niósł ku stołowi. Elżusia, która za całem towarzystwem wysoki próg świetlicy jak pulchna kluska przeskoczyła, śmiechem teraz, na gospodarza domu patrząc, parsknęła.
— Już chyba skończenie świata nastąpi, kiedy pan Anzelm tak się rozruszał! — zawołała. Takim alegantem okazuje się, jakby nigdy tetrykiem nie był!
— Ot, i z głupia odezwała się! — żartobliwie odparł Anzelm; — bo gdyby mądra była, to-by wiedziała, że kto niedźwiedzia przemoże, za nos go wodzić może. Widać, że mnie panna Justyna tak przemogła.
Potem, sam siadając na zydlu, do Antolki zawołał, aby gościa wieczerzą poczęstowała.
— Sam też — dodał — od wczorajszego wieczora tylko kawałek chleba przełknąłem, a i Jankowi po tej kąpieli, którą na Niemnie dziś wziął, głodno być musi.
Wczoraj jeszcze dowiedział się od synowca, że na Mogiłę z Justyną popłynie, a teraz dwojga młodych zapytywał: jak w czasie burzy wydobyli się z kłopotu, czy bardzo zmokli, ile czasu w borze spędzili? Opowiadał, że kilka razy spotkał się na Mogile z panią Andrzejową, która to miejsce odwiedza czasem, ale bardzo rzadko i niby przypadkiem. Wielką panią jest i wszystkie oczy na siebie ma obrócone: to i trudniej jej takich wypraw dokonywać niż, naprzykład, jemu, który, przez nikogo nie postrzegany, może sobie często pomodlić się i podumać tam, gdzie brat jego wiecznym snem odpoczywa. Dwóch ich tylko było i siostra, która do zaniewickiej okolicy za mąż poszła, zkąd też i matka ich pochodziła; a Jana matka znów Siemiaszczanka z Siemaszek, a tak jej zaś wypadłe, że aż w czterech okolicach życie swoje pędziła: najpierwej w ojczystej, czyli w Siemaszkach, potem w Bohatyrowiczach, gdy za Jerzego wyszła, potem za drugim mężem w Jaśmontach, a na ostatku, za trzecim, w Starzynach.
— Niewiadomo, czy to już ostatni mąż i ostatnie jej osiedlenie, — żartobliwie zauważył. — Bo mnie się zdaje, że gdyby dziś owdowiała, to-by za rok poniosła się jeszcze za czwartego!
Justyna zapytywała go o rozległość i ludność okolic, których nazwy wymienił. Odpowiadał jej chętnie i obszernie; o szczegóły