Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 291.jpeg

Ta strona została przepisana.

szczotliwy, ale przyjemnie brzmiący i biegle po francuzku czytający, głos kobiecy:
— „Znalazłszy się przed królem, zrobiłam dyg aż do ziemi głęboki, i długo nie śmiałam spojrzeć na uwielbione oblicze wielkiego Ludwika! Kiedy nakoniec wzrok podniosłam, zobaczyłam przed sobą wszystkie wielkości i chwały Francyi, otaczające monarchę, tak jak gwiazdy otaczają słońce. Był tam wielki Kondeusz, był książę de Luynes, byli książęta Montmorency, Saint-Simon, Broglie, hrabia de la Rochefoucauld, margrabia Créquy i inni, a wszyscy oczy mieli utkwione we mnie, i we wszystkich tych oczach wyraźnie wyczytałam podziw i uwielbienie, któremi ich piękność moja przejmowała. To potwierdzenie świadectwa, które tyle razy wydawało mi moje zwierciadło, ośmieliło mię do ogarnięcia spojrzeniem twarzy królewskiej. Jakiż był mój zachwyt, gdy i jej także uśmiech, uśmiech króla-słońca, powiedział mi, że na niebie jego dworu wkrótce zaświecę gwiazdą pierwszej wielkości! Doświadczałam uczuć boskich; myślałam, że wstępuję do raju wielkości, blasku, elegancyi i rozkoszy...“
— Moja Tereniu, — przerwał czytanie drugi głos kobiecy, słaby i łagodny, — czy możesz sobie wyobrazić podobnie piękną, podobnie promienną egzystencyą?
— Ach! takiego życia nawet wyobrazić sobie nie podobna! — westchnęła Teresa.
— Być gwiazdą pierwszej wielkości na dworze wielkiego króla... bawić się, jaśnieć...
— Być kochaną! — przerwała Teresa.
— O, tak! i przez kogo! przez takiego margrabiego de Créquy!... Jakaż musiała być miłość tych wykwintnych, pięknych, poetycznych ludzi!
— Ach! takiego szczęścia wyobrazić sobie nawet niepodobna! — W takich warunkach ja także byłabym zdrową, wesołą, zadowoloną; mogłabym tańczyć, nietylko chodzić, — pełną piersią oddychać, słowem, żyć! Prawda, Tereniu?
— O!
— Jakże nierówno pomiędzy ludźmi rozdzielone jest szczęście! — raz jeszcze westchnęła pani Emilia, i zapewne łza spłynąć musiała po jej chudym i białym jak lilia policzku, bo słyszeć się dały perswazye Teresy.
— Niech tylko najdroższa pani nie denerwuje się, nie płacze, bo znowu atak być może... Moja najmilsza pani, proszę zapanować nad sobą i nerwy oszczędzać... może już kula dusi?...
Tego więc wieczora pani Emilia i jego towarzyszka, zamiast po rozłogach kuli ziemskiej, podróżowały po przestrzeni czasu, zatapiając się w czytaniu pamiętników jednej ze sławnych w wieku XVII-ym wielkich dam francuzkiego dworu.
Justyna weszła do ciemnej sali jadalnej, w której głębi, przez drzwi szeroko otwarte, widać było gabinet pana domu, obficie oświecony dużą lampą na biurku stojącą. Przy biurku siedział Be-