Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 301.jpeg

Ta strona została przepisana.

szwedzkich. Podanie niosło, że niegdyś, przed dwoma wiekami, obozowały tam wielkie wojska i staczano krwawe bitwy. Gdy aleje i zarośle ogrodu w jesieni liście traciły, łąkę, okopy i dwie łączące się rzeki, wielką i małą, w dalekiej perspektywie widać było z okien górnego piętra osowieckiego domu, czy pałacu.
W tym domu, czy w tym pałacu, pani Andrzejowa urodziła się, wzrosła i spędziła całe życie, z wyjątkiem ośmiu lat, które jej u boku męża i w jego domu upłynęły. U początku tych lat wyjechała ztąd oblubienicą młodą i szczęściem promieniejącą; u końca ich wróciła wdową, w czarnych szatach, których już nigdy zdjąć nie miała. Nigdy nie była płochą, zalotną, ani do zbytku wesołą; w pierwszej nawet młodości i w najszczęśliwszych chwilach wyniosła jej postać zachowywała coś z ciszy i powagi, znamionujących głębokość i powściągliwość uczuć, a w samem rozpromienieniu, z jakiem od ślubnego ołtarza odchodziła, czuć było skupienie się, rozmyślanie, wewnętrzną modlitwę, przebłyski natury usposobionej do surowości względem siebie, a może i do mistycyzmu. Ktokolwiek jednak znał ją w owej porze życia, pamiętał, że cera jej twarzy przypominała kwitnące róże, a układ i mowa, jakkolwiek poważniejsze i powściągliwsze niż powszechnie u kobiet jej wieku i położenia bywało, posiadały wiele uprzejmości i wdzięku, świadcząc zarazem o zdolności do szlachetnych uniesień i zapałów.
Wiedziano powszechnie, że dzieliła wszystkie przekonania i dążenia swego męża. Żona patryoty i demokraty, była mu ona powiernicą, wspólniczką; a jeżeli w pracy jego zbliżania się do ludu i zawiązywania z nim poufałych węzłów dopomagać mu nie mogła, nie wynikało to z pychy, wzgardliwości, albo z kastowych przesądów, ale z zupełnej niezdolności do chwilowego choćby rozstania się z wykwintnemi formami, do cierpliwego znoszenia zjawisk życia grubych i trywialnych. Nikt lepiej i łatwiej od Andrzeja nie umiał zbliżać się do serc prostych, do nieoświeconych umysłów, do nieokrzesanych postaci ludzkich, i nikt do tej czynności od jego żony mniej zdolnym nie był. On, zakochany w niej i wybornie ją rozumiejący, z łatwością i wesoło jej to pobłażał; ona zasmuconą i upokorzoną się czuła tym jedynym rozdźwiękiem, który w zupełnej zkądinąd zgodzie ich panował. Chciała, usiłowała, pracowała nad sobą, walczyła z przyzwyczajeniami i najgłębszemi instynktami swemi, — nie mogła!
Wiele, wiele razy wchodziła do nizkich chat, z sercem pełnem żywych uczuć, i zawsze stawała tam ze swą wspaniałą postawą i podniesioną głową, jak bogini, która w progi śmiertelnych wstąpić raczyła, z pozoru dumna i pogardliwa, w głębi rozpaczliwie zmieszana: co uczynić i jak mówić niewiedząca, wobec nieznanej sobie siły niedołężna, oświecona — a stojącej przed nią zagadki nie rozumiejąca, pełna najprzyjaźniejszych uczuć — a drżąca od wstrętu, obudzanego w niej przez prozaiczność, prostaczość i chropowatość gruntu, na który wstąpiła. Ilekroć przemówiła, nie rozumiano jej; gdy do niej mówiono, nie rozumiała. Ogół ją pocią-