Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 305.jpeg

Ta strona została przepisana.

jeszcze przekonywały, że znała i wielbiła tych wszystkich, którzy temu samemu bóstwu, na którego ołtarzu zgorzał Andrzej, choć innemi niż on sposoby, ofiarę z życia składali. Przed głębokim fotelem, u okna stojącym, głęboki kosz pełen był płócien i wełnianych materyi, których część i teraz, z igłą i innemi przyrządami do szycia, na kolanach pani Andrzej owej spoczywała. W godzinach pozostających od czytania szyła odzież dla rodzin ubogich, na których widywanie zdobywała się bardzo rzadko, ale o których przez domowników zgromadzała liczne i dokładne wiadomości. Pajęczych robótek i ładnych drobiażdżków nie wykonywała nigdy, ale zręcznie i przemyślnie własnemi rękoma sporządzała znaczne ilości różnorodnej odzieży, która wiele istot ludzkich osłaniała przed udręczeniem chłodu i wstydem łachmanów.
Tak jej zeszło lat dwadzieścia trzy, na których tle jednostajnem uwypuklało się kilka momentów stanowczych, do pewnego stopnia rozstrzygających, o całej przyszłości jej i jej syna. Przed ośmnastu mniej więcej laty, w tym samym pokoju, stoczyła była z bratem męża rozmowę długą i burzliwą, która o mało nie nadwerężyła na zawsze panującej w ich stosunkach zgody i przyjacielskiej poufałości. Prawny i przyrodzony opiekun małoletniego bratanka, Benedykt Korczyński, często podówczas bywał w Osowcach. Młody jeszcze w porze owej i niedawno ożeniony, dotkliwie już jednak uczuwać zaczynał ciernie ogólnego i swego życia, w kłopoty różne wpadał, pospoliciał, posępniał. Niemniej wszakże w rządach majątku bratowej czynny brał udział, tem czynniejszy, że ona, po szczerze i gorliwie przedsiębranych próbach, zadaniu temu podołać nie mogąc, w imię sieroty po bracie, pomocy jego zażądała.
Z gospodarstwem i interesami dziedziczka Osowiec doświadczyła tych samych, do zwalczenia niepodobnych, trudności, którym uległa wprzódy wobec jednego z pełnionych przez jej męża zadań społecznych. Jak tam tak i tu zetknięcie się z ludzką ciemnotą i nieokrzesaniem okazało się koniecznem, a tak dla niej przykrem, że do zniesienia prawie niepodobnem! Rachunki, procesy, prace i plany gospodarskie jakby w żelazne kajdany ujmowały jej myśli i uczucia. Bezwiednie, pomimo najsilniejszego panowania nad sobą, słuchając sprawozdań rządcy, zaczynała przypatrywać się malowniczym grom świateł w zielonych gęstwinach parku, uchem ścigać melodyą wiecznie wyśpiewywaną przez przebiegającą go rzeczkę, rozmyślać nad świeżo przeczytaną książką, wspominać jakąś rozmowę, swawolę, słowo, uśmiech małego Zygmunta.
Gdyby szło o nią tylko, o nią jednę, wołałaby poprzestać na najskromniejszej mierności niż troszczyć się o materyalne zyski lub straty. Do pewnego stopnia troski takie wydawały się jej nawet zniżającemi godność i wartość człowieka. Do ascetyzmu skłonna, zbytków żadnych nie pragnęła i nie używała: żałobne jej suknie kosztowały niewiele, stare sprzęty były jej najmilszemi; doświadczając samej siebie, przekonywała się nieraz, że przez czas długi poprzestawiać mogła na pożywieniu grubem i szczupło wy-