Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 307.jpeg

Ta strona została przepisana.

Wtedy pani Andrzejewa w całej wysokości swej powstała i stanowczo oświadczyła, że nie uczyni tego nigdy. Ona miałaby jedyne dziecko swoje zmieszać z tłumem, pełnym najpoziomszych, a może i najbrudniejszych, instynktów, zwyczajów, pojęć; wystawić je na niebezpieczeństwo zarażenia się pospolitością, prostactwem, może nawet panującą na świecie gonitwą za zyskiem i karyerą, za grubem materyalnem użyciem! Nie gardzi ona tłumem: owszem, gorąco pragnie doskonalenia się jego i szczęścia; ale dążeniem jej i celem życia jest to, aby syn jej był nad tłum wyższy, czystszy, doskonalszy. Tam rosną i na los szczęścia kształcą się prości szeregowcy; on, wzorem ojca, stać się powinien wodzem, w tem znaczeniu wodzem, że kiedyś, w przyszłości, zaświeci tamtym wzorem wzniosłych uczuć i myśli, a może także i natchnionych przez nie czynów. On, przy jej boku, pod jej czuwającem okiem, wzróść musi czysty od wszelkiej moralnej skazy, z duszą tak wybredną, aby wszelki cień brzydoty i pospolitości wstrętem ją napełniał. Umysłowego wychowania jego nie zaniedbuje, drogo opłacani nauczyciele uczą go mnóztwa rzeczy, a z czasem, gdy dorośnie, wyjedzie w świat po wyższą jeszcze naukę. Ale tymczasem, w dziecinnych i pacholęcych latach, atmosfera czystości moralnej i estetycznego piękna otaczać go nie przestanie. Ten zbytek w otoczeniu i stroju, który tak bardzo razi jego stryja, jest tylko środkiem do nadania mu wytwornych przywyknień ciała i ducha, które przez całe już następne życie chronić go będą od wszelkich nawet pokuszeń ku złemu, będącemu zawsze fizyczną albo moralną szpetotą. Od tego wychowawczego planu, od tych względem syna postanowień, nie odwiodą jej żadne rady lub upomnienia; dlatego też, życzy sobie i prosi, aby jej niemi więcej nie niepokojono.
Benedykt zrozumiał, że wszelkie dalsze próby w tym kierunku pozostałyby nadaremnemu To, co usłyszał, nie było kaprysem lekkomyślnej wietrznicy, ani deklamacyą rozromansowanej gęsi, ale przekonaniem i wolą kobiety myślącej i energicznej. Był to plan obmyślany, wyrozumowany, podstawy swe mający w najgłębszych właściwościach umysłu i charakteru tej kobiety, w samej niejako treści własnego jej życia.
Ile do rozumowań pani Andrzejowej mieszało się w jej planie wychowawczym dumy, spoglądającej wiecznie ku szczytom dla tłumów niedosięgłym i z pomiędzy nich wyosobnionym, — nie zdawała ona z tego przed sobą dokładnej sprawy, jakkolwiek wiedziała, że jest dumną, wzniosłemi pobudkami cechę tę swoję nietylko usprawiedliwiając, lecz ją w sobie wysoko ceniąc. Kiedy Benedykt, upierając się jeszcze, mówić zaczął o tej właśnie dumie, którą tak przedwcześnie objawiać zaczynał mały Zygmunt, odpowiedziała, że pielęgnować jej w nim nie przestanie, bo z czasem stać się mu ona może puklerzem przeciw wszelkiemu poniżeniu się i bodźcem ku coraz wyższemu życiu.
Benedykt w ziemię patrzył, wąsa w dół pociągał i, chmurny, niezadowolony, lecz bozsilny, opuścił ten pokój, do kaplicy podobny,