Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 309.jpeg

Ta strona została przepisana.

połowy, pierwsza uderzyła ją w serce całą siłą drogich i świętych wspomnień.
Nigdy, nigdy tak jasno i dokładnie nie roztaczały się przed nią, dzień po dniu, godzina po godzinie, lata jej pierwszej młodości i miłości; nigdy tak wyraźnie wyobraźnią nie otwarzała sobie postaci swego pierwszego i jedynego kochanka i męża. Jakieś smutne szmery powstawały wkoło niej i napełniały samotny jej pokój, zdając się przynosić długie, wieczne pożegnania, nie wiedzieć zkąd przylatujące, może z tej mogiły wznoszącej się w głębi boru, na którą dnia tego spadała mgła jesiennego deszczu i na której obraz, w wyobraźni jej powstający, spłynęły też jej łzy rzęsiste, gorące. Nie, ona zapomnieć nie mogła, ani wyrzucić z siebie tego, co tak głęboko zapadło w jej istotę i samo jedno dotąd ją wypełniało. Kiedy pomyślała, że wkrótce, prawie zaraz, kibić jej obejmą ramiona, a ust jej dotkną usta innego mężczyzny, że nowe obowiązki, a może i uroki życia, do reszty rozerwą związek jej z tamtym i miłość dla niego, wspominanie o nim uczynią prawie grzechem i zdradą — uczuła najpierw ból taki jakby po raz drugi na wieki rozstawała się z Andrzejem, a potem zjął ją niezmierny wstyd nad małością i słabością własną. Jakto! dla pospolitych i przemijających rozkoszy, choćby dla trwalszych i wyższych, lecz zawsze samolubnych uciech, miałaby ona własnemi rękoma zdruzgotać ideał jedynej i wiecznie wiernej miłości, porwać nici pamięci, wiążące ją z człowiekiem, który dla celów wysokich poświęcił życie; zdjąć z siebie nawet jego nazwisko, strzedz się nawet, jak zdrady, westchnienia po nim? Jakto! miałaby ona, jak najpospolitsza z niewiast, przerzucić się z jednych objęć w drugie, w jednem istnieniu do dwóch należeć, szczęście sobie zdobywać, gdy tamten życie nawet utracił? Tamtemu więc śmierć wczesna i przez nią zapomniana mogiła: a jej wszystkie wdzięki i pomyślności życia! Któż pamięć o nim na ziemi przedłuży, jeżeli ona wyrzuci ją z siebie? Kto weźmie udział w jego ofierze, jeżeli ona go się zrzeknie? Kto myślą przynajmniej, żalem, uwielbieniem, towarzyszyć mu będzie w stronach ponurych, jeżeli ona w słoneczne, kwieciste odleci?
Za samo przypuszczenie, że tak stać się mogło, za minutę słabości zmysłów i serca, wstydziła się tak srodze, że gdyby była mogła, deptałaby siebie własnemi stopy... Z gwałtowniejszym niż kiedykolwiek wybuchem miłości dla Andrzeja, upadła na twarz przed krucyfiiksem, mniej przecież do Boga, niżeli do kochanka i męża, o przebaczenie wołając. Bogato rozwinięte, piękne jej ciało wiło się u stóp czarnego krzyża, w objęciach upokorzenia i skruchy, a dusza, niby sztyletem, niewysłowioną tęsknotą przebita, z takiem natężeniem wszystkich sił wzbiła się ku temu, po którym tęskniła, że wywoływała jednę z tych wizyi, którym organizmy ludzkie w wyjątkowych tylko stanach ciała i ducha ulegają.
Była to hallucynacya, posiadająca dla niej wszystkie cechy dotykalnej rzeczywistości, ujrzała Andrzeja: spłynął ku niej z góry, z krwawiącą się plamą na bladem czole i łagodnym ruchem przebaczenia, czy tkliwej opieki, nad głową jej dłoń wyciągnął. Wi-