Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 320.jpeg

Ta strona została przepisana.

ru, gorączki, gonitwy — aby czuć, myśleć i tworzyć. Gdyby świat zewnętrzny oblał go jakiem wielkiem bogactwem i ugodził jakiemi piorunami wrażeń... Tu, niestety, niestety! nic nie czyniło na nim wrażenia żadnego... Chodząc po swej pracowni, oburącz, jak nieraz już bywało, pochwycił się za włosy... Był to gest gniewu czy rozpaczy, czy obu tych uczuć razem...
Przytem, spożyte przed chwilą śniadanie uczyniło go ociężałym. Ten kucharz — przed samem ożenieniem się jego do Osowiec przybyły — doskonale gotował. Matka jego poprzestawała dawniej na starych i trochę już niedołężnych sługach; ale dla młodych państwa wszystko w domu odnowiono i ulepszono. Z takiej kuchni, jaka tu była teraz, niewidzialnie sączył się w żyły ludzkie ociężający olejek sybarytyzmu. Po półgodzinnem łechtaniu podniebienia wybornemi sosami i słodyczami uczuwało się potrzebę wyciągnięcia ciała na elastycznej kuszetce, ponętnie ustawionej wśród palm i dracen.
Zbliżając się do szafki z książkami, Zygmunt spojrzał po swojej postaci: tyje, stanowczo tyje! Wina to braku wrażeń. Czemże, jeżeli nie opasłym wołem, stać się może człowiek wszelkich wrażeń pozbawiony?
Wpół leżąc na elastycznej kuszetce, przerzucał tomik poezyi Leopardi’ego, którego niezgłębiony smutek zgadzał się z dzisiejszem, od dość już dawna zresztą trwającem, jego usposobieniem. Wszystkie westchnienia, łzy, zwątpienia wielkiego pessymisty stosował do siebie. Czytając o nicości i rozpaczy powszechnego życia, myślał o swojem życiu. Nie spostrzegł, że drzwi pracowni otwierały się parę razy, a zza nich wyglądała i wnet znowu cofała się piękna kobieca główka, w misterne puchy złocistych włosów i różowe astry ubrana. Parę razy główka ta zajrzała i cofnęła się, aż nakoniec, równie cicho jak przedtem drzwi otwierając, do pracowni weszła Klotylda.
Trochę jeszcze zapłakane jej oczy nieśmiało i prawie pokornie utkwiły w twarzy męża, który od kart książeczki wzroku nie odrywał. Na jej młodziutkiej twarzy malowało się pytanie: „Podejść do niego, czy nie podejść? Przemówić, czy nie przemówić?“ Wahała się z tem, nie dlatego, aby czuła jeszcze gniew lub urazę... Wprawdzie nie obdarzył jej dzisiaj ani jednem serdecznem słowem, lub choćby spojrzeniem, i zdawał się nawet nie słyszeć tego, co ona do niego mówiła; wprawdzie obojętność ta, którą zresztą okazywał jej teraz prawie zawsze, rozgniewała ją i rozżaliła tak bardzo, że przez całe dwie godziny snuła w ciężko zmartwionej głowie mnóztwo dziecinnych zamiarów wyjazdu, rozstania się, nawet samobójstwa: ale żyć w nieporozumieniu z nim dłużej nad dwie godziny — przechodziło jej siły.
Z natury była łagodną i łatwo przebaczającą. Pragnęła teraz pogodzenia się i choć jednej godziny pogodnego przestawania z nim sam na sam. Gdyby tylko wzrok podniósł na nią, z okrzykiem radości rzuciłaby mu się na szyję. Ale on, nie spostrzegając, czy udając, że nie spostrzega, jej obecności, patrzył ciągle w książkę. Sza-