Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 322.jpeg

Ta strona została przepisana.

— Zdawało mi się, że nic nie robisz, bo przecież przerzucanie tej książki, którą znasz dobrze, nie jest robotą...
— Wiele razy już ci mówiłem, że, choć żadną pozytywną robotą zajęty nie jestem, nie idzie za tem, abym nic nie robił. Myślę... marzę... Wszak to materyał do przyszłej pracy...
— To prawda — z powagą odpowiedziała, — wiem o tem dobrze» ale jestem tak żywą... Czy chcesz zostać zupełnie samotnym? w takim razie odejdę...
Może uległością jej ujęty, uprzejmie przemówił:
— Owszem, miło mi zawsze, gdy blizko mnie jesteś...
Twarz i nawet ręce jego osypała pocałunkami, ale wnet ze rwała się z miejsca.
— Dobrze. Mój Boże, jak to dobrze! Wezmę sobie książkę i cichutko, tam w kątku, sobie posiedzę... Kiedy już będziesz miał czas, razem może poczytamy, a po obiedzie na przechadzkę pójdziemy, znowu razem... la, la, la, la!
Piękny jej głos napełnił pracownię radosną, krótką gammą; z mozaikowej płyty stolika wzięła małą książkę i na palcach szła z nią ku kanapce, w przeciwległym rogu pokoju stojącej, gdy nagle usłyszała głos Zygmunta:
Tiens! tiens! Clothilde! pokaż mi tę książkę, którą trzymasz... co to?
— Trzeci tom Musset’a, — odpowiedziała trochę zdziwiona.
— Zkąd on się wziął tutaj? — biorąc książkę z rąk żony, badał dalej. — Jakim sposobem mogłem nie spostrzedz go na stole?...
Młoda kobieta chmurnie na męża popatrzyła. Twarz mu ożywiła się nagle, a oczy, przygasłe wprzódy, błyskały.
— Książkę tę — zaczęła zwolna — odwieziono tu przed kilku dniami z Korczyna... Wzięłam ją sama od posłańca i tu położyłam... Musiałeś jej pożyczać stryjence, pannie Teresie, czy...
Wyciągnął rękę po ozdobny tomik.
— Daj mi to, a sama do czytania weź co innego. Wszak ci to wszystko jedno...
— Zupełnie wszystko jedno, — odpowiedziała i, podjąwszy tomik Leopardi’ego, który Zygmunt na posadzkę był opuścił, usiadła z nim w przeciwległym kącie pokoju.
Wesołość jej, szczęście, jednem słowem męża obudzone, znikły bez śladu. Domyśliła się komu w Korczynie pożyczoną była ta książka...
Karty książki Zygmunt przerzucał teraz niecierpliwie, prawie gorączkowo, na nich i pomiędzy niemi czegoś szukając. Ta, której poezye te przesłał, pragnąc przez nie wspomnienia jej obudzić i uczucia wskrzesić, odesłała mu je, przy pierwszej zapewne sposobności, bez słowa odpowiedzi na list, który towarzyszył książce. Może jednak pomiędzy jej stronicami znajdzie jaką kartkę, albo na stronnicach jaki wiersz, wyraz, przez podkreślenie na znak porozumienia zamieniony. Szukał: nie znajdował nic; ale w zamian Justyna jak