Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 323.jpeg

Ta strona została przepisana.

żywa stanęła mu przed wyobraźnią, i dreszcz uczutego wrażenia przebiegł po ciele.
Wtem, w przeciwległym rogu pokoju, głos kobiecy, dziwnie ostry i szyderski, przemówił:
— Czy słyszałeś o tem, Zygmuncie, że panna Orzelska wkrótce zapewne za mąż wyjdzie?
Prędkim ruchem twarz ku mówiącej zwrócił.
— Za kogo? — rzucił krótko.
— Za pana Różyca, — odpowiedziała.
Zygmunt wpółleżącą postawę na siedzącą zamienił.
Quelle idée! — zawołał. — Różyc nie ożeni się z nią nigdy.
— Owszem, — sucho i ostro twierdziła młoda kobieta. — Podobała mu się odrazu i coraz więcej się podoba. Elle a de la chance, cette... cette... cette... rien du tout! Pani Kirłowa, która ma wielki wpływ na kuzyna, pracuje nad skojarzeniem tego małżeństwa, i od pana Kirły słyszałam, że zdecydowanie się na nie pana Różyca jest tylko kwestyą czasu.
Z krzywym trochę uśmiechem, Zygmunt powtórzył:
Impossible! Co? ona, ten model za silną Dyanę, miałaby wyjść za tego młodego starca?...
Śmiejąc się, niedbale chodzić zaczął po pracowni, ale oczy miał chmurne i błyskające pod ściągającemi się brwiami. Klotylda wodziła za nim wzrokiem i, tym samym co wprzódy, suchym, ostrym, ironicznym, głosem mówiła, do nieskończoności mówiła, o nadzwyczaj nem, cudownem szczęściu, jakiem takie zamążpójście byłoby dla takiej panny Orzelskiej..! Bo czemże ona była? Córką opasłego, idyotycznego ojca, rezydentką, siedzącą na łasce krewnych, prostą, zupełnie prostą, dziewczyną, bez układu, wdzięku, dowcipu i jakiegokolwiek talentu. Gra nieźle, ale jak po francuzku mówić zacznie, to aż uszy bolą... Une fille sans naissance, sans distinction... une rien du tout... Niewiadomo nawet co Różyc zrobi, gdy się z nią ożeni, i jak ją w świecie będzie mógł pokazać... Chyba przedewszystkiem na pensyą jaką ją odda... Model na Dyanę! Zapewne, zdrową jest i silną, jakby była przebrani chłopką, ale ręce ma wiecznie opalone, jakby nigdy w życiu rękawiczek nie nosiła. Czy malarze wyobrażają Dyanę w postaci rezydentki z wielkiemi, opalonemi rękoma?
Pierś młodej kobiety szybko się podnosiła i opadała, gdy z drobnych jej ust sypały się te wszystkie złośliwe i obelżywe słowa. Roziskrzonemi oczyma nie przestawała ani na chwilę wodzić za mężem, który, przechadzając się ciągle, zdawał się nie widzieć jej, ani słyszeć. Pociągnął taśmę dzwonka i lokajowi, który zjawił się natychmiast, w zwykły sobie sposób, wydał krótki rozkaz:
— Konie zaprzęgać!
Lokaj zniknął za drzwiami. Klotylda porwała się z kanapki.
— Jedziesz? — z żalem zawołała.