Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 334.jpeg

Ta strona została przepisana.

księztwu... a jaka parentela... fiu! fiu! Z najpiękniejszemi familiami... panie dobrodzieju mój... rodzona ciotka za księciem...
Spojrzał ku Justynie błyszczącemi oczkami, a spostrzegłszy, że potrzebowała soli, z pośpiechem i przymileniem posunął ku niej solniczkę. Potem, omletu z konfiturami z półmiska nabierając, mówił znowu: — Poczciwy ten Teofilek! Dwadzieścia dwa lata miał, kiedy mu ojciec umarł... matka żyje jeszcze i w Rzymie na dewocyi siedzi... bardzo zacna matrona... a on dwadzieścia dwa lata miał kiedy stracił ojca i w sukcesyi wziął fortunę malutką, maluteczką, ni mniej, ni więcej, tylko, panie dobrodzieju, coś tak około miliona rubli, około jednego, jednego sobie milionika rubli...
— O. Jezu! — jęknęła Teresa.
Orzelski językiem mlasnął.
— Caca fortunka... caca... Żeby to te... mieć... choć dziesiątą część tego!
— Aha! pewno! — podchwycił Kirło, — żeby to te... ha! dziesiątą część... ze sto tysiączków... Ale pan omleciku jeszcze nie brał... służę panu!
Ze słabym zaledwie odcieniem dawnej żartobliwości, podał ojcu Justyny półmisek.
— Teraz zaś — ciągnął, — w trzydziestym pierwszym roku życia, Teoś posiada już tylko 300,000, bo Wołłowszczyzna, lekko licząc i na najniższą cenę ziemi, warta jeszcze pewnie 300,000. Przez ośm czy dziewięć lat stracił więc chłopak sześćset tysięcy... malutkie sobie sześćset tysiączków, przez ośm czy dziewięć lat stracił... Ha? jak się to państwu podoba... zuch chłopak, co?
I zaśmiał się dobrodusznie, serdecznie, a tryumfującym wzrokiem po obecnych wodził. Kolosalność liczb wymienianych zachwycała i niejako w dumę wbijała posiadacza malutkiej Olszynki. Śmiech uspokoiwszy i z miną smakosza sącząc z kieliszka tanie francuzkie wino, które na korczyńskiem stole zjawiało się tylko przy gościach, opowiadał o sposobach, jakiemi owe sześćset tysięcy przez Teofilka stracone zostały. Powtarzał pogłoski i opowiadania, które krążyły po okolicy, od przybycia do niej Różyca i które mieszkańców tych stron, ciężkiem życiem mniej lub więcej steranych, w zdumienie wprawiały, Sodomę, Babilon i inne tym podobne miejsca nieprawości im przypominając. Łatwiej byłoby wyliczyć to, czego o Różycu nie mówiono, niż to, co mówiono, a co teraz Kirło, z werwą, okraszoną dowcipami i dwuznacznikami, ze szczególnem i widocznem lubowaniem się, powtarzał. Wille w okolicach Wiednia i Florencyi, apartamenta przy paryzkich bulwarach, gry w ruletę i sztosa, głośne przygody z najgłośniejszemi przedstawicielkami półświata, aż w dziennikach opisywane zakłady i pojedynki... Ile w tem wszystkiem mieściło się prawdy, a ile przesady — trudno zgadnąć: najpewniej przesady było nie mało, ale i prawdy wiele.
Siedzący przy stole korczyńskim niektóre z opowiadanych szczegółów już znali; innych słuchali z rozmaitemi wyrazami twarzy. Z wyjątkiem przecież Benedykta, który schylał się jeszcze