Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 355.jpeg

Ta strona została przepisana.

— Okropność! okropność! Porozumieć się niepodobna! Błędne koło!
Łatwiej zapewne porozumieć-by się mogli, gdyby obadwaj nie byli tak krewcy i wybuchliwi; gdyby nadewszystko nieustanne rozjątrzenie, w którem od lat dwudziestu kilku żył ojciec, nie przeszło drogą odziedziczenia i niejako zaszczepienia w krew i nerwy syna. W krwi i nerwach obudwóch, gorzkim warem płynęły z jednej strony przebyte, a z drugiej widziane i odczute, cierpienia.
Raz jednak, wkrótce po skończeniu żniw, Benedykt, z sąsiedniego miasteczka do domu powracający, siedział na bryczce z tak raźną i wypogodzoną miną, jakiej oddawna już nikt u niego nie widział. Zapominając nawet o gderaniu siedzącego na koźle stajennego chłopca, filuternie uśmiechał się do siebie i, co mu się niezmiernie rzadko zdarzało, zamiast w dół pociągnąć, w górę czasem pokręcał wąsa.
Gdy na dziedziniec wjeżdżał, zobaczył odjeżdżający od ganku i nieco z boku w cieniu jaworów zatrzymujący się zgrabny koczyk, w cztery piękne konie zaprzężony, ze stangretem w liberyi. Na ganku zaś stał tylko co tym koczykiem przybyły Zygmunt. Z parokonnej, trzęsącej, na żółto pomalowanej bryczki wyskakując, Benedykt uprzejmie niż zwykle synowca powitał.
— W szczęśliwy dla mnie dzień przyjechałeś, Zygmusiu! Jakbym na sto koni wsiadł, taki rad jestem!
Zygmunt, milcząc, szedł za stryjem w głąb domu, a Benedykt, znalazłszy się już w gabinecie swoim, zdjęł płaszcz płócienny, czapkę na krzesło rzucił i z kieszeni surduta list jakiś wyjął.
Był to list otrzymany na poczcie w miasteczku, pisany przez prawnika, któremu pan Benedykt prowadzenie procesu z Bohatyrowiczami powierzył, a który uwiadamiał go, że strona przeciwna w podaniu skargi do instancyi wyższej terminu uchybiła, że zatem wygrana pozostaje przy nim, łącznie z przyznaną mu przez pierwszą instancyą znaczną summą, koszta procesu wynagrodzić mu mającą. Listem o dłoń uderzając i szerokiemi krokami chodząc po pokoju, Benedykt wołał:
— Na swojem postawiłem! I przegrali, i będą jeszcze musieli kieszenie wypróżnić! Dla nich to summa ogromna, a i dla mnie także nie mało znaczy..! szczególniej teraz. Ot, lament podniosą! Ale nie daruję! Jak Boga kocham, ani grosza nie daruję! Jeżeli dobrowolnie nie oddadzą, licytować będę... konie, krowy, graty i choćby poduszki zlicytuję, a swoje odbiorę! Niech nie zaczynają! I mnie przecież ten proces kosztował, nie tyle wprawdzie, ale zawsze kosztował. A fatyga i zgryzoty czy za nic poczytywać się mają? Dla nich to dobra lekcya, a dla mnie taka sumka... fiu, fiu! nie piechotą chodzi!
Prawnik zapytywał w liście: czy ma czynić starania o wyegzekwowanie z bohatyrowiczowskiej okolicy przyznanego mu przez sąd zwrotu kosztów? A jakże! Naturalnie! Natychmiast musi odpisać, aby usilne, najusilniejsze starania o to czynił. Egzekwować będzie