Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 360.jpeg

Ta strona została przepisana.

kochała, gdybym cię jeszcze tak jak dawniej kochała, przestałabym w tej chwili... z gniewu, z obrazy, z ohydy...
Teraz, gdy drżała, gdy mięła w dłoni leżącą, na stole chustkę, gdy pierś jej podnosiła się szybko, a oczy, w których jednocześnie przebiegały błyskawice i łzy, śród bladej twarzy świeciły jak czarne dyamenty, poznać można było, że nie różaną wodę bynajmniej w żyłach swoich miała, ale krew gorącą, popędliwą, dumną. Nigdy tak piękną nie wydała się Zygmuntowi. Z zachwyceniem, z żądzą, ale zarazem i z urazą, na nią patrzył.
— Myślałem, że miłość wszystko obmywa i uświęca... — zaczął.
Ale ona mu przerwała:
— Zmień nazwę, kuzynie, zmień nazwę... to nie jest miłość, ale...
Zawahała się chwilę, zawstydzenie czoło jej rumieńcem oblało, prędko jednak dalej mówić zaczęła:
— To jest romans... pełno go we francuzkich książkach... Pełno go w życiu... O! znam go, znam go od dawna. Był on przekleństwem mego dzieciństwa, kiedy zabijał mi matkę, a dla ojca szacunek odbierał... Spostrzegłam go i potem pomiędzy ludźmi, a wszędzie, zawsze zaczynał się od gwiazd, by skończyć się w błocie. O! muzy, siostrzane dusze, czyste uczucia, krainy ideałów... Boże! ile słów! ile pięknych, poetycznych słów! czy wy, używając ich, kłamiecie, czy niemi oszukujecie samych siebie? Ale ta poezya jest tylko wstępem do wielkiej, wielkiej prozy... Miłość uniewinnia i uświęca wszystko! Być może, ale nie taka, co kryje się pod ziemię i wstydzi się samej siebie. Powiedziałeś, że prawa miłości są najświętszemi ze wszystkich praw świata. O, tak! Ale o jakiej miłości, ty, wykształcony mężczyzna i artysta, mówiąc to, myślałeś? Nie o tej, najpewniej nie o tej, której świtanie od niedawna ja czuję w sobie... Idź na mogiłę ojca, kuzynie, idź na mogiłę ojca...
Nagle urwała. Do ostatka widać myśli swoich wypowiadać nie chciała. Zygmunt stał przed nią z pochyloną twarzą i zaciśniętemi zębami.
— Filozofka! — syknął, — rezonuje, waży, rozważa, rozróżnia...
— Nie — odpowiedziała, — o filozofii dokładnego wyobrażenia nawet nie mam. A za zdolność do rezonowania i rozróżniania tobie przedewszystkiem, kuzynie, obowiązaną jestem...
Ze zdumieniem i niedowierzaniem patrzył na nią.
— Ależ to być nie może, abyś ty, Justyno, tak ognista niegdyś, poetyczna, stała się nagle taką zimną, przesądną, poziomą! Nie! ty chcesz przemocą stłumić uczucia swoje! Dumną jesteś, i przed samą sobą chcesz odegrać rolę bohaterki.
Wzruszyła ramionami i zimno już odparła:
— Powiedziałeś, że mamy oboje natury wzniosłe i niepodległe. Proszę cię, kuzynie, abyś zdanie swoje o mnie zmienił. Upewniam cię, że jestem kobietą zupełnie zwykłą i podległą zupełnie zwykłej uczciwości. Oto wszystko.
— Wszystko! i nic mi więcej nie powiesz? nic? nic?