Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 363.jpeg

Ta strona została przepisana.

— Zmierzam naprzód do tego, aby ci, ma chère maman, powiedzieć, że za wszystko, co wyliczyłem, jestem ci gorąco, niewypowiedzianie wdzięczen...
Tu, pochylony znowu, ustami dotknął jej kolan.
— Następnie do tego, że przecież jest rzeczą niepodobną, zupełnie niepodobną, abym po takiej, jak moja, przeszłości, został na zawsze przykuty do tego kawałka ziemi, do tych stajni, stodół, obór... que sais-je?... do tego okropnego Jaśmonta, który co wieczór przychodzi mi klekotać nad głową o gospodarstwie... do tych... tych... que sais-je?... zamaszystych i razem jak nieszczęście znękanych sąsiadów... Czyż to podobna? Moja droga mamo, czyż ktokolwiek, po takiej, jak moja, przeszłości, wobec takich, jak moja, ambicyj i potrzeb, może wymagać tego ode mnie?
Ręce szeroko rozpostarł, oczy mu się trochę szerzej niż zwykle rozwarły, zmarszczka przerżnęła czoło. Mocno, do głębi, był przekonany, że wymaganie, o którem mówił, byłoby absolutnie niemożliwem i niesprawiedliwem.
Pani Andrzejowa myślała chwilę. Do pewnego stopnia nie odmawiała słuszności skargom syna; pamiętała wybornie o swoich własnych wstrętach i nieudolnościach. Po chwili z namysłem mówić zaczęła:
— Ciernie twojego położenia rozumiem dobrze. Wszystko to, co wyliczyłeś, czyni je dla ciebie trudniejszemi, niż bywają dla innych. Jednak, moje dziecko, niczyje życie na tej ziemi nie może być wolnem od usiłowań, walk, cierpień i spełniania trudnych...
Prędko z krzesła wstając, mowę jej przerwał:
— Dziękuję! Mam już tych usiłowań, walk i cierpień aż nadto dosyć. Utopiłem w nich dwa lata mego życia. J’en ai assez!
— Gdybyś był wyjątkiem... Ale... wszyscy jesteśmy nieszczęśliwi...
Stając przed matką, zapytał:
— Nie jest przecież życzeniem mamy, abym pomnażał poczet nieszczęśliwych...
W głosie jej czuć było trochę drżenia, gdy odpowiadała:
— Niema na świecie matki, któraby dziecko swoje nieszczęśliwem widzieć chciała; ale ja dla ciebie pomiędzy nizkiem szczęściem a wzniosłem nieszczęściem, wybrałabym drugie.
— Któż tu mówi o szczęściu nizkiem? — zarzucił; — czyż przyjemności wyborowych towarzystw, piękności wspaniałej natury, rozkosze sztuki stanowią nizkie szczęście?
— Najpewniej: nie. Ponieważ jednak tu się urodziłeś, tu są twoje obowiązki, tu żyć musisz...
— Dlaczego muszę? — przerwał — dlaczego muszę? Ale właśnie przybyliśmy w rozmowie naszej, droga mamo, do punktu, na którym umieszczę moję propozycyą... nie! moję najgorętszą prośbę...
Zawahał się przez chwilę, potem, znów przed matką siadając, znowu pochylił się ku jej kolanom i rękę jej wziął w swoje dłonie. Znowu też pieszczotliwie, z wdziękiem, z odcieniem rzewności i poeyczności, mówić zaczął: