Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 364.jpeg

Ta strona została przepisana.

Mówił o tem, aby sprzedała Osowce, które były dziedziczną jej własnością, i aby z nim razem za granicę wyjechała. Mieszkać będą w Rzymie, Fiorencyi, albo w Monachium, i każdego lata wyjeżdżać w góry lub nad morze. Kapitał osiągnięty ze sprzedaży Osowiec w połączeniu z tem, co Klotylda posiada i jeszcze w przyszłości od rodziców otrzyma, wystarczy im na życie, nie zbytkowne wprawdzie, ale dostatnie i bardzo przyjemne. Zresztą, on może jeszcze kiedyś i bardzo bogatym zostanie, gdy w otoczeniu stosownem artystyczne natchnienia i zdolność twórczą odzyska. Żyć i podróżować będą zawsze razem, przyjemności wysokich używać, wszystkie marzenia swoje spełniać: tylko trzeba, aby wydostali się ztąd koniecznie, aby koniecznie i co najprędzej wynurzyli się z tego morza pospolitości, nudy i powszechnych złych humorów.
Zlekka żartować zaczął:
— Nie prawdaż, moja złota mamo, że tu panuje powszechny zły humor? Wszyscy po kimś, albo czomś płaczą, zbiedzeni, skłopotani, polękli... Ztąd wynika melancholia, qui me monte à la gorge, i dławi mię jak globus hystericus — tę biedną panią Benedyktową... Raz tylko wyjeżdżałaś za granicę, droga mamo, i to dawno... jeszcze z ojcem. Nie znasz więc różnicy atmosfer... nie wyobrażasz sobie, ile znalazłabyś tam rzeczy pięknych, ciekawych, wzniosłych, prawdziwie godnych twego wykształcenia, smaku i rozumu...
Milczała. Z głową podniesioną i spuszczonemi powiekami siedziała nieruchoma, nie odbierając mu swojej ręki, która tylko stawała się coraz zimniejszą i sztywniejszą. Nakoniec cicho, ale stanowczo, przemówiła:
— Nie uczynię tego nigdy.
Porwał się z krzesła.
— Dlaczego? dlaczego?
Podnosząc na niego wzrok głęboki i surowy, odpowiedziała:
— Dlatego właśnie, co powiedziałeś... Dla tej właśnie melancholii...
— Ależ to jest wściek... pardon! krańcowy idealizm! Krańcową idealistką jesteś, moja mamo! Skazywać się na wieczny smutek, kiedy uniknąć go można; przyrastać do zapadłego kąta nakształt grzyba, dlatego tylko, że inne grzyby siadzieć w nim muszą: to idealizm bezwzględny, krańcowy idealizm!
Patrząc mu prosto w oczy, zapytała:
— A ty, Zygmuncie, czy nie jesteś idealistą?
On! ależ naturalnie! Uważa się on za idealistę, i nie przypuszcza nawet, aby go ktokolwiek o materyalistyczne zasady albo dążności mógł podejrzewać. Ale w tem właśnie tkwi dla niego niemożność pozostawania tutaj. Spragniony jest ideałów i wyższych wrażeń, a otacza go sama pospolitość i monotonia. Idealistą zresztą będąc, do ascetyzmu skłonności nie posiada. Fakirem, ani kamedułą, zostać nie może. Jest człowiekiem cywilizowanym, i posiada zaszczepione mu razem z cywilizacyą potrzeby uciech