Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 369.jpeg

Ta strona została przepisana.

robię... a nie mając żadnych illuzyi, nie mam też ochoty czynić z siebie całopalenia na ołtarzu widma. Proszę o przebaczenie, jeżeli mamy uczucia obrażam, ale rozumiem, doskonale rozumiem, że osoby starsze mogą zostawać pod wpływem tradycyi, osobistych wspomnień etc. My zaś, którzy za cudze illuzye pokutujemy, swoich już nie mamy. Kiedy bank został do szczętu rozbity, idzie się grać przy innym stole. Tym innym stołem jest dla nas cywilizacya powszechna, europejska cywilizacya. Ja przynajmniej uważam się za syna tej cywilizacyi, jej sokami wykarmiony zostałem, z nią przez tyle lat pobytu mego za granicą zżyłem się: nic więc dziwnego, że bez niej już żyć nie mogę i że tutejsze soki tuczą mi wprawdzie ciało w sposób... w sposób prawdziwie upokarzający, ale ducha nakarmić nie mogą...
Słuchała, słuchała i może miała takie poczucie, jakgdyby ziemia z pod stóp się jej usuwała, bo obie jej dłonie mocno ściskały krawędź stołu.
— Boże! Boże! — kilka razy zcicha wymówiła, a potem, jednę rękę od stołu odrywając i ku oknu ją wyciągając, zdławionym głosem zaczęła:
— Idź na mogiłę ojca, Zygmuncie, idź na mogiłę ojca! Może z niej.., może tam...
— Mogiła! — sarknął, — znowu mogiła! Już druga dziś osoba wyprawia mię na mogiłę! Ależ ja za mogiły bardzo dziękuję... przede mną życie, sława...
— Bez sławy, bez grobowca, przez wszystkich zapomniany, w kwiecie wieku i szczęścia ze świata strącony, twój ojciec... tam...
— Mój ojciec! — wybuchnął Zygmunt, — niech mi mama przebaczy.... ale mój ojciec był szaleńcem... — Zygmuncie! — zawołała, a głos jej dźwięczał zupełnie inaczej niż zwykle: przeraźliwie i groźnie.
Ale i on także miał w sobie trochę popędliwej krwi Korczyńskich, którą wzburzył niezłomny opór matki.
— Tak, szaleńcem! — powtórzył, — bardzo szanownym zresztą... ale do najwyższego stopnia szkodliwym...
— Boże! Boże! Boże!
— Tak, moja mamo. Niech mi mama przebaczy, ale ja mam prawo mówić o tem, ja, który nie mogę zająć przynależnej mi w świecie pozycyi, który nieraz w szczęśliwszych krajach czułem przybite do mego czoła piętno niższości, który o połowę uboższy jestem przez to, że mój ojciec i jemu podobni...
— Wyjdź! wyjdź ztąd! — nagle głos z piersi wydobywając, zawołała. — Wyjdź co najprędzej, o! co najprędzej... bo lękam się własnych ust... o!...
Nie dokończyła, tylko z wysoko podniesioną głową i twarzą, której kredowa bladość w ramie czarnego czepka odbijała na tle zmierzchu, rozkazującym gestem wskazywała mu drzwi.
— Ależ pójdę! pójdę! z mamą o tych rzeczach rozmawiać nie; podobna! Mogiły, złorzeczenia, tragedye! Co się tu dzieje! Co się