Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 372.jpeg

Ta strona została przepisana.
XIV.

Dzień był znowu świąteczny i pogodny, ale rozległa równina z jednej strony w lesiste pagórki, z drugiej w półkoliste koryto Niemna ujęta, wcale inną miała postać niżeli w świetne skwarne, mozolne dni ubiegłego już lata; miała wcale inną postać, bo było to święto wesołe i rzeźkie jeszcze, w zebrane plony bogate, lecz już niby u wrót rozpoczynającej się jesieni stojące.
Zamiast świeżości, blasku i wrzątku wezbranego życia unosił się teraz nad tą równiną łagodny smętek natury, omdlewającej zwolna i z wdziękiem. Na spasionych miedzach, gładkich i pustych, gdzieniegdzie sterczały nagie łodygi cykoryi, ciemną czerwienią iskrzyły się bujne kity końskiego szczawiu, drobne puchy kotków i żółknące dzięcieliny trwożnie przypadały ku stwardniałym krawędziom zagonów. Jak okiem zajrzeć, zdeptane przez trzody ścierniska, zmartwiałą żółtość swoję mieszały z ciemną szarością zoranej gleby i więdniejącą zielenią kartoflisk, a wszystko to razem wyglądało jak kobierzec o barwach przygasłych i spłowiałych, na którym tu i owdzie łanki dojrzałej gryki kładły rdzawo-różowe plamy i majową zielonością odbijał,, na korczyńskich polach bujający, wysoki gaj końskiego zębu. Ścieżki, tajemniczo przedtem na dnie zbożowej puszczy utopione, widocznemi teraz, chociaż mdławemi, skrętami przepływały ciemniejszą od nich rolę, której spulchnioną powierzchnię gęsto osiadywały wrony, w zadumanych postawach spuszczając ku ziemi żeru szukające swe dzioby. U skraju ściernisk, pod laskami, wzbijały się z małych ognisk pastuszych nizkie, nikłe, sinawe dymy; polne grusze, topole i wierzby stały jeszcze w zieleni gęstej, lecz zczerniałej i bez blasku, a kiedyniekiedy, niewiedzieć zkąd się biorąc, żółty liść przelatywał już powietrzem i gdzieniegdzie na polnych krzakach mlecznie bielały płatki pajęczyny. Zamiast upajającej wrnni kwitnących ziół, skoszonych traw, świeżo zżętej słomy i z drzew ulatniającej się żywicy, Czuć było naokół jeden tylko mocny, wilgotny, razowe