Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 379.jpeg

Ta strona została przepisana.

wyniesiono, dla uczynienia z niej sali jadalnej. Pod trzema ścianami stały tam teraz trzy długie stoły, z desek na prędce zbite, białem płótnem ponakrywane, dobrze już napoczętemi pieczeniami, pierogami i serami zastawione a zydlami i stołkami otoczone. Pomiędzy stołami, w głębi dość ciasnej przestrzeni, stali rodzice panny młodej i rodzice pana młodego, dwie swanie i dwaj swatowie. Elżusia, w sukni z białego muślinu i z kawałkiem tiulu, który jej od włosów aż do ziemi spadał, u boku swego miała narzeczonego, któremu szyję obwiązano białym krawatem, tak szerokim i twardym, że najlżejszego nawet poruszenia głową uczynić nie mógł. Dalej plecami do drzwi stało sześć par drużbów: Kaźmirz Jaśmont z Justyną, Witold Korczyński z Antolką Jaśmontówną, Jan Bohatyrowicz z Marylką Zaniewszczanką, Adam Zaniewski ze Stefką Obuchowiczówną, Władysław Osipowicz z Cecylką Staniewską i Michał Bohatyrowicz z Albertą Starzyńską. U drzwi, przy ścianie, stanęła muzyka. Przez otwarte okna promienie bladego słońca, obficie lejąc się do świetlicy, padały na rozstawione po stołach i napoczęte pierogi, pieczenie i sery, na rydzowatą i uroczysty wyraz mającą twarz Fabiana, na śnieżny i krochmalnemi garnirunkami sterczący kornet Fabianowej, na żółtą twarz i wyfiokowaną głowę Giecołdowej, na zadarty i od płaczu zaczerwieniony nosek panny młodej, na czarne i białe surduty drużbów, a białe, błękitne, różowe suknie drużek. Mur takich samych sardutów i sukni, za otwartemi drzwiami świetlicy zaległ sień domu; nieruchomość wszystkich była zupełną, a cisza stała się tak doskonałą, że wśród niej słychać tylko było, niby podmuchy wielkiego miecha, w jeden odgłos zlewające się, ciężkie w ścisku oddechy obecnych.
Wtem swania Giecołdowa, ze szczytu swej wysokiej i cienkiej figury z dumą dzierżawczyni na wszystkich patrząca, rzuciła na ziemię niedopalony papieros i zadeptała go wielką stopą, w prunelowy bucik ubraną. To nagłe przerwanie, snadź ulubionej, lecz z uroczystością momentu niezgodnej, przyjemności, nastąpiło wskutek ruchu przez pierwszego drużbanta uczynionego. Nikt z obecnych głośno nie przyznałby się do tego, ale wszyscy z niepokojem oczekiwali: czy też wypowie on racyą, albo jej nie wypowie, jak to zdarzyło mu się parę razy, gdy nagrymasił i nic powiedzieć nie chciał, dla tej przyczyny, że mu się pierwsza drużka nie upodobała. Jednak, przed kilku minutami, kiedy Fabian, względem nieznającej się dotąd pary dokonał uroczystego aktu rekomendacyi, wiele osób spostrzegło, że, na Justynę bystro popatrzywszy, podaną mu przez nią rękę z nizkim ukłonem i w same koniuszki palców pocałował. Nikt nigdy nie widział, aby komukolwiek w ten sposób się kłaniał. Potem zaś, do towarzyszów drużbantów odwracając się, palcami pstryknął i jak mógł najciszej zaszeptał:
— Szyk panna! Zdaje się, spojrzawszy, miód do góry kapie!
Jan spłonął cały i, jak zwykle, gdy był wzruszony, w górę spojrzał; inni na znak potwierdzenia zcicha cmoknęli, głowami kiwając. Jeden tylko Władysław Osipowicz, któremu czarne włosy,