Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 383.jpeg

Ta strona została przepisana.

falą z rozpostartemi ramionami stanął, piersią własną jej nawał wstrzymując i wołając:
— Wolniej, państwo! wolniej! po porządku! po porządku!
I potem długo w tłumie głów, twarzy, surdutów, sukni, rojącym się dokoła bryczek i koni, przesuwała się nieustannie jego granatowa czapka, wierzch tylko kędzierzawej czupryny przysłaniająca, a głos nakazujący, dyktatorski, wołał i dyrygował:
— Proszę siadać!! Niechajże państwo siadają! Panna młoda ze swoją swanią! Pan młody ze swoim swatem! Druga swania i drugi swat razem! Pierwszą panna drużka! Gdzie pierwsza panna drużka? Proszę za mną! ślicznie proszę! Druga panna drużka, z drugim panem drużbantem... Muzyka! hej! słyszycie, tam muzykusy! Zaniewscy, hej! siadać na tę bryczkę.... tam za asystą...
I tak dalej, i tak dalej, przez dobry kwadrans, aż nakoniec wszystko razem runęło, zagrzmiało, zatętniło, wybuchnęło muzyką, śmiechem, krzykami, parskaniem koni i z gęstego tumanu kurzawy, który wzbił się nad Fabianową zagrodą, wytoczyło się na gładki, spłowiały kobierzec, uścielający szerokie pole, pod blado-złote słońce, w przejrzyste jak kryształ powietrze.
W zagrodzie Fabiana przecież nie zapanowała zupełna cisza. Przynajmniej połowa zebranego towarzystwa pozostała tu i raczyła się żywnością rozstawioną na stołach, przy których potem, aż do zachodu słońca, coraz zmieniali się biesiadnicy. Do rosołów, pieczeni, kiełbas, naleśników, makaronów, przeplatanych umiarkowanie popijanym miodem i piwem, zasiadano, dla ciasnoty miejsca, partyami z kilkunastu osób składanemi. Gdy jedni w świetlicy zajadali, inni, czekając na kolej swoję, lub ją odbywszy, w ogrodzie i na drodze przechadzali się, zalecali, gwarzyli.
Fabian świetlicy nie opuszczał, ugaszczając i zabawiając gości tak gorliwie, że aż oblewał się potem rzęsistym, który co chwila chustką z oblicza, z łysiny i z karku ocierał. Jednak, pomimo gościnności i zwykłej mowności, każdy mógł poznać, że potajemnie dręczył go dolegliwy frasunek. Mniej niż zazwyczaj prawił facecyi i przysłowi, często obfitą mowę w połowie przerywał i zamyślał się, czoło marszcząc, a kępkę wąsów naprzód wysuwając.
Takiż sam frasunek, pomimo zresztą szczerego oddawania się przyjemnościom odpoczynku i zabawy, pomimo powolnego wychylania niedużych czarek miodu i piwa, widoczny był i na innych Bohatyrowieżach, starszych zwłaszcza gospodarzach i ojcach rodzin. Ci i owi, zcicha, albo też głośno i z rozmachem, opowiadali znajomym, z innych okolic przybyłym, o procesie przegranym z panem Korczyńskim i o ciężkiem z tej przyczyny utrapieniu. Niektórzy ponuro pomrukiwali, że po tem weselu wprędce gorzko się przyjdzie zasmęcić lub też, że to wesele prędko się w płacz zamieni, gdy twardy i nieubłagliwy sąsiad na karkach im z egzekucyą siądzie. A kiedy najweselsi z biesiadników Fabianowi winszowali, że takie chwalebne gody małżeńskie córce wyprawiał, on rękami zatrząsł, i z wybuchającą już alteracyą troskę swą wygadał.