Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 390.jpeg

Ta strona została przepisana.

Marynia Kirlanka dostała się jednemu z młodych Siemaszków, a małe Siemaszczanki porwane zostały przez ogromnych Domuntów, co widząc, podżyłe niewiasty na ławach chychotac zaczęły i dzielić się uwagą, że Domuntowie z dzbankami po wodę poszli. Zresztą, pary zmieniały się i dobierały coraz inaczej. Niektórzy z kawalerów mieli na rękach glansowane lub bawełniane rękawiczki; ci zaś, liczniejsi, którzy ich nie mieli, przed rozpoczęciem tańca chustkami poowijali sobie rękę, w której spoczywać miała ręka ich tancerki. Wszyscy po przetańczeniu tancerki swoje ku ławom i stołkom, albo przynajmniej ku ścianom, przyprowadzali i na pedziękowanie składali przed niemi grzeczne ukłony.
Nie przesadzały dziewczęta, opowiadając, że Kaźmirz Jaśmont ładnie tańczy. Istotnie, tancerz był z niego ochoczy i zgrabny, dla tancerek nadzwyczaj dworny, i wszyscy tam prawie poruszali się gibko, raźno, z wielką na boki wspołtancerzy uwagą, tancerkami jak piórkami wywijając, a przytupując tak często i gromko, że pod ich stopami tok odzywał się grzmotem. Gadań też, śmiechów, konceptów, na ławach i w tłumie, otwarte wrota stodoły zalegającym, było nie mało. Raz, Adam, który nie tańczył, ale, u samych drzwi stojąc, z pod brwi, jak zawsze schmurzonych, często ku latarniom wzrokiem rzucał i na wszystko, co działo się w gumnie, pilną uwagę dawał, wyprostował się i, z gniewu zaczerwieniony, głośno krzyknął:
— Bardzo przepraszam, ale kto tam jest taki dureń, że w gumnie papirosa pali?
Pomiędzy niewiastami objawił się na te słowa ruch wstydliwy i ironiczny. Żółta iskra, która zza rozmiotanych sukni tancerek przed Adamem była błysnęła, zgasła, a z przeciwnej strony, rozchychotany głos Starzyńskiej rzucił odpowiedź:
— Dobrze. Bo to pani Giecołdowa papirosa zapaliła...
Na to znowu podniósł się i zagrzmiał chór śmiechów kobiecych i męzkich, a niezmieszany bynajmniej Adam, wcale nie pocichu, zdanie swe o zdarzeniu wypowiadał:
— Bo niechaj baba w gumnie nie smali! Hrabinia!
Kiedy zaś polkę zastąpił kontredans, tańczony skocznym, przyśpieszonym krokiem, jedni z mężczyzn w balansach szeroko ramiona rozstawiali i, na środek toku wybiegając, pilnie przyglądali się swoim nogom, inni zaś, do których pierwszy drużbant należał, zachowywali całą powagę i gracyą tańcowi temu właściwą, ale po ukończeniu ostatniej jego figury, jakby kajdany z nóg pozrzucali, w tak siarczystą puścili się galopadę.
Nie przerwał jej, lecz tylko nieco ją zmącił, przeraźliwy pisk psa, który, okrutnie przez kogoś nadeptany, wymykał się z pośród tłumu, i naprzeciw którego, tłum rozpychając, biegł wielki, zwykle powolny lulek, aż pośpiesznie na ręce go schwycił. W tańcach Julek udziału nie brał. Gdzie mu tam było, leniwemu i gapiowatemu, puszczać się w ścisk i skoki! Stał tylko u drzwi, i, to na latarnie, to na tańczących patrząc, białe zęby w nieustającym uśmiechu pokazywał, na Sargasa, który u nóg mu się tulił, czasem mrugając,