Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 392.jpeg

Ta strona została przepisana.

— Dziesięć lat krócej żyć obciąłbym, byle wiedzieć o czem pani tak zamyśliła się w tym momencie?
Jan Bohatyrowicz nie tańczył dotąd wcale. Do pocztu drużbantów należał; jednak ani wystroił się po weselnemu, ani wesołości najmniejszej nie okazywał. Krótką siermiężkę swoję, zielonemi taśmami ozdobioną, przywdział, białym muślinem kołnierz cienkiej koszuli przewiązał, i wcale nie zdawał się dbać o to, co tam ludzie o jego odzieniu i zasępieniu myśleć lub mówić będą. Wyglądał tak, jakby mu coś potajemnego serce zjadało. Ledwie przywitał się z tym i owym; od początku tańców w kącie przy muzykantach stał, z ramionami u piersi skrzyżowanemi i poprzeczną zmarszczką na czole. Niekiedy tylko na tańczący tłum spoglądał, kogoś w nim upatrując, i wtedy oczy błyskawicami mu połyskiwały; zresztą, pannom, które go kilka razy zaczepiły, oburkliwie i nawet trochę ironicznie odpowiadał, od rówieśników usuwał się jak od ognia; matki, przemocą go do tańca ciągnącej, naprzód prosił, aby mu pokój dała, a potem, wprost ją ofuknął. Nikt mu też nie dokuczał, ani go nie niepokoił; ludzi było wielu i bez jednego łatwo wszyscy obejść się mogli.
Jednak tu i owdzie o nim gadano. Podstarzałe kobiety szczególniej w pochmurności jego węszyły jakąś niezwykłą historyą. Jadwiśka Domuntówna na wesele nie przychodzi... Janek tak wygląda, jakgdyby wczoraj ojca i matkę pochował... Widać pokłócili się z sobą, a może też wszystko pomiędzy nimi już i rozerwane. Z drugiej strony, co się tam miało rozrywać, kiedy podobno nic jak się należy związanem jeszcze nie było? O zaręczynach nikt nie słyszał, tyle tylko, że tam jego stryjaszek i jej dziadunio, jeszcze kiedy przytomniejszym niż teraz był, pomiędzy sobą to małżeństwo układali. Może on i dla inszej przyczyny pokazuje się takim sępem? Może u nich melancholia i tetryctwo w rodzie? Nieboszczyk jego ojciec taki był zawsze pogrążony w sobie i mrukowaty; stryj na ciężką chandrę w kwiecie lat swoich zapadł, a obaj górnie zawsze myśleli, przez co Jerzy zginął marnie, a Anzelm też niezupełnie po ludzku życie strawił. Może Janek przyrodził się do ojca i stryja? Zawsze wesoły bywał, do tańca i do różańca stający, osobliwie też w śpiewaniu prześcigał wszystkich. Ale do pory dzban wodę nosi i na każdego taki moment przyjść musi, w którym prawdziwe jego przyrodzenie na wierzch wyłazi. Przyrodzenie, gdybyś i widłami odpychał, powraca. Widać, że i on taki sam będzie pogrążony w sobie i górnie myślący, jakimi byli jego ojciec i stryj...
Przyszła jednak chwila, w której Jan, wzrokiem ku uliczce pomiędzy torpami rzuciwszy, oczami błysnął, pomiędzy ławą a ścianą przesunął się, w przyćmionej jej głębi się znalazł i nad głową Justyny nieśmiało, zcicha wymówił:
— Pani zapytuje dla jakiej przyczyny ja markotny jestem i nie tańczę? Przed panią jedną to wypowiem, że podczas taka e wątpliwości mnie oblegają, że ni to żywy, ni to umarły cho-