Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 395.jpeg

Ta strona została przepisana.

— Co kto miłuje, to i we śnie czuje... A co się tycze małej znajomości, to bynajmniej! bo ja panny Jadwigi wszystkie tajemnice wiem i w serduszku pani jak w otwartej książce czytam...
Zaczął jej znowu coś zcicha mówić, a oczami rzucał w stronę, gdzie stał Janek; ona zaś zaczerwieniła się jeszcze mocniej, zaśmiała się głośno i głośno też odpowiedziała:
— Niech pan będzie upewniony, że ja o tę osobę tak dbam jak pies o piątą nogę!
Wtedy już i z braćmi i z niektóremi dziewczętami w głośną rozmowę się wdała, i tylko bacznie na nią patrząc, odkryć było można, że wrzała wewnątrz, a zanosząc się czasem od śmiechu, końcem wachlarza to jednę, to drugą powiekę przyciskała, oczy zaś jej tak błyszczały, że Jaśmont je porównywał do bryliantów ognie sypiących, i naprawdę zapatrzył się w nie z upodobaniem szczerem i wielkiem. Tańczyć nie chciała i długo opierała się namowom braci i konkurenta; jednak rozmyśliła się i przyrzekła, że raz zatańczy, ale chyba krakowiaka, więcej nic, jednego tylko krakowiaka. Wprzód jednak zobaczy co dziadunio robi i czy mu czego nie potrzeba... Wyszła przed wrota, a Jaśmont, pochwyciwszy Witolda za ramię, do ucha mu szeptał:
— Niech pan będzie tak łaskaw i z panną Domuntówną w drugiej parze do krakowiaka stanie, bo ja z pierwszą panną drużką w pierwszej parze muszę...
Potem wpadł do gumna i zakręcił się na toku, wołając:
— Niechaj do tańca grają, już się nogi zwijają! Krakowiaka, Zaniewscy!
Zaniewscy, po półgodzinnym odpoczynku, na całe gumno zahuczeli raźnym krakowiakiem; ale tańczyć go nie zaraz zaczęto, bo nie wszyscy taniec ten umieli, więc pary dobierały się z niejaką trudnością. Nakoniec dobrało się ich dwanaście, z pierwszym drużbantem na czele, który wołałby z Domuntówną, ale przez uszanowanie dla zwyczaju i osoby z pierwszą drużką przodem pomknął, a wszyscy za nimi w podskokach biegli, głośne hołubce wybijając, i zgrabnie, gibko wyginając się w strony obie.
Justyna niczem szczególnem nie wyróżniała się z grona tancerek. Mniej piękna od kruczowłosej Osipowiczówny, od Antolki i Siemaszczanek zgrabniejszą nie była, ale miała w tańcu większą niż one powagę i gracyą. Więc, lekko na ramieniu tancerza zwieszona, z półuśmiechem na pensowych ustach, jak łabędź płynęła przodem korowodu, a widzowie, dokoła stojący i siedzący, patrząc na nią, głowami kiwali i szeptali, że z tak piękną panną miło-by było tańczyć do końca świata. Ale najuporczywiej i coraz ogniściej z nad rzędu kornetów i czepków ścigał ją wzrokiem Janek coraz rozkoszniej uśmiechać się zaczynał, niecierpliwą stopą parę razy o tok uderzył, aż do kieszeni siermiężki sięgnął, bawełniane rękawiczki pośpiesznie na ręce włożył i przez obsiadujące ławę niewiasty przeskoczył. Na ławie powstał krzyk i pisk; łokciami jego, a uchowaj Boże! i nogą może, zaczepiony czepek Giecołdowej na ucho jej się zsunął, co dzierżawczynię bardzo rozgniewało, a u jej