Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 397.jpeg

Ta strona została przepisana.

Koło domu steczka;
Chowaj, matko, pieska:
Masz córeczkę ładną,
To ci ją ukradną!

I ogromny Domunt, znowu z malutką Siemaszczanką, raczej gromko niż melodyjnie huknął:

Za rzeką, za Niemnem, kukaweczka kuka;
Mam tego za dudka, kto posażnej szuka!

Ale krakowiak już się kończył, i inni, choćby chcieli, do śpiewania nie mieli czasu. A tylko Janek jeszcze, jak do przyśpiewko w hasło dał, tak je i zakończył, nie w porę nawet, bo przed samym końcem tańca, krótko, lecz dobitnie, zaśpiewał:

Najpierwsze kochanie kiedy serce chwyci,
Radością i smętkiem dosyć je nasyci!

Poczem zaraz, tancerkę swoję jak piórko dokoła siebie okręcił i, na jedno kolano przed nią przypadając, rękę jej do ust przycisnął.
I w tem jeszcze starszy drużbant chciał go naśladować, ale nie mógł; bo Jadwiga gwałtownie ręce swe mu odebrała i, nie czekając, aby ją, jak to uczynili wszyscy, ku siedzeniu jakiemu odprowadził, ze wzdętą piersią i roziskrzonemi oczyma, ponura i groźna, plecami odwróciła się do niego i z gumna wyszła. Wychodząc, niby burza, oddychała głośno, łokciami i piersią ludzi roztrącała, a wzrokiem ścigała wychodzącą też na otwarte powietrze parę. Ścigała ją wzrokiem i dobrze widziała jak w jarzębiny ubrana głowa panny, w szczęśliwem niby zapomnieniu, pochylała się ku ramieniu kawalera, który, z jarzębiną u szarej siermiężki, a twarzą w płomieniach, wciąż coś do niej mówił...
Muzyka grać przestała; młodzież, zmęczona i zarazem rozhulana, rozsypała się pod otwartem niebem, na którem gwiazdy przygasać zaczynały przed wschodzącym u dalekiego skrętu rzeki, jakby z jej toni wyłaniającym się, ogromnym, jaskrawym księżycem. Część młodzieży z pozapalanemi papierosami wyszła na pole, ale więcej było takich, którzy, wyrzekając się przyjemności palenia, w blizkości gumna pozostali, pojedynczemi parami rozpraszając się po ogrodzie, zielonej uliczce i śliwowym gaju.
Gwar przycichł, rozmowy stały się cichszemi, gdzieniegdzie były zupełnie ciche... Pod blednącemi gwiazdami skrzydło Erosa, wonią mirtu napojone, łagodnie muskało te głowy, tańcem i śpiewem rozgrzane.
Pod ścianą gumna na stosie belek i po kolana w chwastach siedząca para szeptała:
— Jak Boga kocham — mówił mężczyzna, — stryj i brat nadaremnie lękają się i młodemi twemi latami mnie od szczęścia odgra-