Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 400.jpeg

Ta strona została przepisana.

— Zakleństw i przysięgań nijakich czynić nie będę, bo gdzie wiary niema, tam i przyjaźni prawdziwej być nie może; a tylko to pani z gruntu serca mojego, żadnym ciężkim grzechem niesplamionego, powiem, że pomiędzy mną, i Jadwiśką nigdy nic nie było, że nic jej nigdy nie oświadczałem i nie przyrzekałem, a tylko z namowy stryja i przez uwagę na jej poczciwość byłbym może ożenił się z nią w czasie, gdyby insze wcale słońce na mojem niebie nie błysnęło. To zaś, że ona przylepiła się do mnie jak smoła i ściga mię swojem nadaremnem kochaniem, wybaczyć jej trzeba, bo, od dzieciństwa mnie znając, przyzwyczaić się mogła i odstać jej trudno... Jednakowoż spodziewam się, że do upamiętania przyjdzie, a ja przed nią bynajmniej winnym się nie sądzę... Czy pani mnie wierzy?
Jak zbawienia duszy słówka tego czekam: czy pani wierzy? Uczuła, że na jej ręce, o płotek opartej, spoczęła dłoń gorąca, twardą skórą powleczona, a jednak dziwnie miękka, błagalnem jakby drżeniem przejęta... Gumno, świron, chata z oświetlonemi oknami — zakręciły się jej w oczach; ujrzała naraz wszystkie gwiazdy, osypujące wysokie niebo, i uczuła wszystką krew zbiegającą jej do serca. Zcicha odpowiedziała:
— Wierzę!
Wtem krzyknęła i oboje na równe nogi zerwali się z płotka. Pomiędzy głowami ich spory kamień, jakąś silną i zręczną ręką rzucony, świsnął, przeleciał i, tylko szyję Jaśka z lekka drasnąwszy, o kilka kroków na zagon buraków upadł.
Zewsząd rozległy się okrzyki i zapytania:
— Co to? Kto to? Zkąd to? Na co? Za co?
Ale niemało osób widziało, że była to Domuntówna, która, prędko schyliwszy się, kamień z ziemi była podjęła i, ramieniem zamachnąwszy, na rozmawiającą opodal parę go rzuciła. Trzęsła się przytem tak, jakgdyby ją febra brała. Kogo właściwie ugodzić kamieniem zamyślała: Jana, czy jego pannę? niewiadomo było; dość, że w mgnieniu oka o jej postępku dowiedzieli się wszyscy, a w zielonej uliczce pomiędzy gajem i ogrodem wielka powstała wrzawa.
Już i ci, którzy z papierosami na pole byli wyszli, powrócili, i o zaszłem zdarzeniu różne podnosili głosy. Najwięcej było takich, którzy je ganili głośno i wyraźnie, żadnych pod tym względem ceremonii nie czyniąc. Już i wprzódy wyróżniający się strój, nadętość i pochmurność panny u wielu przychylność dla niej odjęły; niektórzy też z natury do złośliwych ucinków i żartów skłonni byli. Więc poważnie lub z pośmiewiskiem wypowiadane zdania rozlegały się na około:
— Sama siebie postępkiem takim zeszpeciła!
— Śliczna panna! która ze swojem kochaniem, jak dziad z torbą, niechcącemu w oczy lezie!
— Wypchała się jak harmata i kamieniami strzela!
— Dobry aniołeczek! Teraz chyba dudek ją do ołtarza zaprowadzi!