Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 419.jpeg

Ta strona została przepisana.
„Kochany bracie!

„Zdaje się, że już ze trzy lata od ciebie wiadomości nie miałem; na ostatnie moje pismo nie zaszczyciłeś mnie odpowiedzią. Ja jednak piszę, aby rozdzielić z tobą moję radość, z dwóch przyczyn wynikającą. Pierwsza przyczyna ta, że już, chwała Bogu, jestem od roku tajnym sowietnikiem, a jeżeli Bóg życia przedłużyć raczy, może mnie kiedy i z krzesłem w senacie powinszujesz. Jakie-by tam nie były twoje przesądy i uprzedzenia, zawsze to miło mieć brata senatora, a tymczasem i tajny sowietnik wstydu tobie nie robi. Przytem, na wypadek jakiego nieszczęścia, czy ważnego interesu, dobrze wiedzieć, że w swoim rodzonym bracie masz dobre plecy. Ot tak, powiodło się mnie na służbie, za co dla naszego ojca wieczną mam wdzięczność, bo, gdybym w uniwersytecie nie był i nauki nie miał, nigdy-bym do tego stopnia, na którym teraz stoję, nie doszedł...“
Benedykt ręce z listem na kolana opuścił; gorzki uśmiech błądził mu pod długiemi wąsami; oczy szklisto wpatrywały się w przestrzeń. Może przez wyobraźnię wywołana, stała przed nim postać ojca, i tego ojca teraz zapytywał:
— Czy w istocie, w tym celu?... czy dla takiego rezultatu? Czyś mógł spodziewać się?... Jeżeli z tamtego świata patrzysz... czy Stwórcy za nieśmiertelność dziękujesz?
Drugą przyczyną radości Dominika, którą dzielił z dawno niewidzianym bratem, było świetne wydanie za mąż najstarszej córki: za pułkownika wyszła. Dla panny bez posagu była to partya świetna. Jakkolwiek bowiem powodziło mu się na służbie, funduszu nie zebrał i córce posagu żadnego dać nie mógł. Wyprawił jej tylko wesele świetne, którego opis zajmował całą stronicę listu. Jeden książę, dwóch baronów i czterech generałów wesele to zaszczyciło. Zresztą zięć jego sam za lat kilka pewno generałem zostanie.
Co się tycze dwóch jego synów, jeden był jeszcze młodym, a drugi, starszy, kształcił się w szkole wojennej, czując wielki pociąg do wojskowości.
Potem kilkanaście wierszy listu zajmował opis zabaw i przyjemności, które przez ostatnią zimę napełniały stolicę. Włoska opera była szczytem doskonałości, a kilka balów przewyższyło przepychem wszystkie dotąd widziane...
Nie dokończywszy czytania, Benedykt położył list na biurku. Jak te motylki fruwają, fruwają dokoła lampy i na rachunkowe księgi padają! Rzeźwy wiatr wnika przez wpółotwarte okno. W domu i w sercu cicho, ciemno, ponuro. Kiedy to był taki sam wieczór? A! po owej rozmowie z żoną, w altanie. Pamięta. Wtedy poraz pierwszy dokładnie rozpoznał ten słodki egoizm i tę wdzięku pełną niedołężność ciała i ducha. Wtedy też powiedział sobie, że sam jeden z pomiędzy trzech tutaj kołatać się musi; sam jeden pozostał. Cóż? Wszędzie to samo. Z trzech, a gdzieniegdzie i z dziesięciu, nie koniecznie braci, ale rówieśników, przyjaciół, jeden po-