Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 435.jpeg

Ta strona została przepisana.

stała jego majowa bryczka, z czarnym, pięknym, zgrabną nóżką o ziemię bijącym konikiem.
W bogatej aktorce nowa zmiana zaszła. Miała na sobie czarną suknię, bardzo prostą, której gładka spódnica i obcisły stanik szczuplejszą nieco czyniły jej zbyt silną i rozrosłą kibic. Na ogorzałej szyi — zapewne na znak zasmucenia — wiła się i na pierś opadała żałobna wstążeczka. Gładko spleciona kosa, niby wiankiem brunatnej pszenicy wznosiła się nad twarzą, mniej rumianą niż zwykle, a szafirowe oczy z pod sobolowych brwi i zarumienionych trochę powiek rozglądały się dokoła, strapione i roztargnione. Tak stanęła przed Jaśmontem, który, granatową czapeczkę z kędzierzawej czupryny zerwawszy, nizkim ukłonem i czułem wejrzeniem ją witał.
— Czy mnie próżna nadzieja zwodzi — zaczął, — czy toż pani w jednę drogę z nami puścić się zamyśla?
Czerwone ręce na czarną suknię opuszczając, grzecznie dygnęła.
— Za zaprpsiny dziękuję — odrzekła, — ale mnie teraz na zabawy nie wczas. Żyto na nasienie jeszcze nie wymłócone i dziadunia pilnować muszę, bo niedomaga.
I znowu roztargnionym wzrokiem pomiędzy ludźmi wodziła, kogoś wśród nich upatrując. Była grzeczną, łagodną, cichą, nawet mówiła półgłosem. Jaśmont na bryczkę swą ukazywał.
— Gdyby pani mojej kałamaszce ten honor zrobiła i spólnie ze mną nią pojechała, możeby spacer na zdrowie posłużył. Dobrze niesie... jak na sprężynach!
— Dziękuję, — dziadunia pilnować muszę!...
Widocznie zmartwiony pomyślał chwilę. — A jeżeli ja odważę się kiedy tam przyjechać, gdzie od tego czasu wszystkie myśli moje mieszkać będą, czy mogę spodziewać się, że niezbyt niemile ujrzanym zostanę?
Dygnęła znowu.
— Owszem. Dziadunio bardzo lubi, kiedy do niego goście przyjeżdżają...
— Ale pani czy przez to ambarasu nie uczynię?
— O ambaras bynajmniej! Owszem. Ja zarówno w grzecznej kompanii gustuję...
Już rozpływać się miał w podziękowaniach za pozwolenie bywania u niej, gdy w orszaku wzniosło się mnóztwo wzywających go głosów. Wszyscy nakoniec na bryczkach i wozach siedzieli; bez pierwszego drużbanta przecież odjeżdżać nie mogli. Tyle więc tylko miał czasu, aby Jadwigi rękę ucałować, a do jej braci, obok których przebiegł, szepnąć:
— Szyk panna! Dalibóg, takiej wspaniałej talii i takich oczu nudnych, jak żyję, nie widziałem!
Na majową bryczkę wskakując, wołał:
— Ot tak! nikt ze mną jechać nie chciał, sierotą opuszczonym zostałem! Dobrze! Sam sobie ze mnie pan i hetman!