Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 441.jpeg

Ta strona została przepisana.
XVI.

Nazajutrz wiele naraz gości Korczyn nawiedziło. Naprzód w dość wczesnej przedpołudniowej godzinie przed gankiem domu stanął zgrabny koczyk, z którego, w najmodniejszym płaszczu i fantazyjnym kapeluszu, wyskoczył Zygmunt Korczyński i kredensowego wyrostka, który na spotkanie jego wyszedł, niecierpliwie o stryja zapytywał. Benedykt był w domu, i zaprosił synowca do gabinetu, w którym też wnet słyszeć się dała wielce ożywiona rozmowa, przez trzy głosy prowadzona. Zygmunt dowodził czegoś rozdrażnionym głosem, nalegał i prosił. Szło mu o to, aby Benedykt przekonać usiłował panią Andrzejową o konieczności wydzierżawienia, jeżeli już nie sprzedania, Osowiec i wyjechania z nim za granicę. On, z żoną, za parę miesięcy wyjechać postanowił, ale żal mu matki i ma niejaki skrupuł pozostawiać ją samotną i w stanie ostrego, jak mówił, nerwowego rozdrażnienia.
Benedykt o dawaniu podobnych rad bratowej słuchać nie chciał, wręcz odmawiał, i synowca z powagą upominał. Witold wybuchał, mówił prędko, zdając się stryjecznego brata o czemś przekonywać i o coś go błagać.
W niespełna godzinę po przybyciu Zygmunta, zgrabną nejtyczanką i pięknemi końmi, do Różyca należącemi, nadjechał Kirło. Przybywał widocznie od bogatego kuzyna, z Wołłowszczyzny. Nie wiedzieć dlaczego, dla facecyi zapewne i rozśmieszenia stojącej na ganku Leoni, na palcach i chyłkiem do sieni wszedłszy, płaszcz, naśladujący te, które tego lata nosili Darzecki i Zygmunt, na wieszadłach umieścił, do Leoni się zwrócił i, z palcem uroczyście podniesionym, cicho zapytał:
— A panna Justyna śpi?
Dziewczynka odpowiedziała, że Justysi dziś jeszcze nie widziała; ale zapewne oddawna już nie śpi, szyje może, albo ubiera się do zejścia na dół.