Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 444.jpeg

Ta strona została przepisana.

łała, we drzwiach stanęła pani Emilia, białym, długim, koronkami okrytym peniuariem „opłynięta“, i w szczególny sposób ożywiona. Za nią ukazał się Kirło, z kapeluszem w ręku, uśmiechniony, tryumfujący; z za niego zaś, z miodową błogością w błękitnych oczach, z plastrem na szczęce a jesiennym kwiatkiem w rudym warkoczu, wysunęła się Teresa. Podlotek zaś, zgrabny, ufryzowany, wystrojony, z bladawą twarzyczką, od kilku już chwil w kątku niepostrzeżenie przykucnąwszy, szeroko z ciekawości oczy otwierał.
Gospodyni domu, ze zwykłą sobie słodyczą powitawszy gościa, opuściła się na stojący u biurka fotel mężowski.
— Mam nadzieję — zcicha i tonem prośby przemówiła, — że państwo pozwolicie mi wziąć udział w swojej poufnej rozmowie. Wiem, że idzie tu o los Justynki, który mnie także obchodzi...
Teresa, nie mówiąc nic, w nieśmiałej postawie za przyjaciółką stanęła. Wszakże tu mowa o miłości być miała! Wszak tu o miłość szło! Wiedziała o tem, i postawą, wejrzeniem, splecionemi dłońmi błagać zdawała się, aby jej ztąd nie oddalano. Kirło we dwoje giął się przed Justyną i tak mocno usta do ręki jej przylepił, że aż ją cofnąć musiała.
Kirłowa, tem powiększeniem się towarzystwa do najwyższego stopnia już zmieszana, rumieniła się i niespokojnie poruszała na krześle. Po chwili jednak, używając całej odwagi i energii, głośno przemówiła:
— Moi państwo! tego, z czem przyjechałam, w bawełnę obwijać nie będę. Prosto z mostu najlepiej. Posłem jestem. Kuzyn mój, Teofil Różyc, prosi przeze mnie o rękę Justynki. Osobiście nie oświadcza się dlatego, że to-by go zanadto wzruszyło i zdenerwowało, a przytem nie jest powien jaką odpowiedź otrzyma; ale jeżeli tylko będzie ona pomyślną, natychmiast sam przyjedzie... natychmiast!
Nikogo słowa te nie zadziwiły, bo wszyscy już je przewidywali. Pani Emilia jednak splotła śliczne swoje ręce i słabym głosem zawołała:
— Co za szczęście dla Justynki! Jakże piękne, szlachetne, wzniosłe jest postępowanie pana Różyca!
Teresa wydawała się w niebobraną; Kirło, na krześle siedząc, naprzód nieco podany, postawą, oczami, uśmiechem cieszył się i tryumfował. Na twarzy Justyny najlżejsze nie odbiło się wzruszenie; powieki miała spuszczone i na ustach zamyślenia uśmiech.
Kirłowa, po chwilowem milczeniu znowu na odwagę się zebrawszy, mówiła dalej:
— Teofil szczerze sobie upodobał Justynkę, i zdaje mi się, że krok, który czyni, najlepiej tego dowodzi. Jestem pewna, że byłaby z nim szczęśliwą, bo to złote serce i głowa też nie byle jaka... Jednak, nim przyrzekłam, że tu posłem od niego zostanę, otwarcie i stanowczo mu powiedziałam, że wszystko o nim Justynce powiem, całą prawdę... Jeżeli, o wszystkiem wiedząc, zgodzi się tego biedaka wyratować i uszczęśliwić, to dobrze; jeżeli nie, to cóż robić? Ale ja oszukiwać nikogo, za żadne skarby świata, nie mogę. Teofil