Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/014

Ta strona została uwierzytelniona.

— Aha! — mruknął.
Wnet jednak zapytał:
— Czego ty tam leziesz? Popatrzéć jeszcze chce się? Kiedy młoda byłaś, wypędził, to co już teraz leźć w oczy? Spała-byś lepiéj w chacie na piecu!
Wyprostowana wciąż i nieruchomym wzrokiem w towarzysza wpatrzona, brodę ująwszy w palce prawéj ręki, kobieta mówić zaczęła.
— Wypędził to i wypędził... Ale dlaczego on wprzódy swatów, co przyjeżdżali do mnie, wypędzał? Kiedy nie lubił, to dlaczego swatów wypędzał?
Wymówiła to monotonnym, zamyślonym, czy zdumionym głosem.
I daléj tak samo mówiła.
— Mówił bywało: „Krysiu, poczekaj tylko! jak wukonomem mnie zrobią, ożenię się z tobą.” Swatów wypędzał... Ni mnie kiedy dróżki na dzieży sadzały, ni mnie śpiewały: „koni do cugu! koni do cugu!” nie ja ziarno w kąty mężowskiéj chaty sypała, ni mnie teszcza (matka męża) głowę dzieżą nakrywała...
Głos jéj przybierał brzmienie monotonnego śpiewania. Jasiuk niecierpliwym ruchem wór na plecach poprawił.
— Ot — rzekł — przymniała sobie baba dziewic wieczór i płakać stała... (zaczęła).
Ale Krystyna nie łatwo snadź dawała sobie przerywać zwierzenia i skargi. Mówiła, a raczéj zawodziła daléj.