Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/024

Ta strona została uwierzytelniona.

bosemi stopy głośno po błocie klapiące, ukazało się w jednym ze świetlistych szlaków, przemknęło przez nie i przepadło w cieniach. Lecz spostrzegła je i poznała kobieta, stojąca na ganku i z szerokiéj piersi wydająca owe potężne wołania. Całą połową grubéj kibici pochyliła się naprzód, szyję wyciągnęła; blask padający z najbliższego okna oświetlił głowę jéj, ubraną w gładko przyczesane włosy, twarz okrągłą, tłustą, ponsową i oczy wypukłe, błękitne, takiego wyrazu pełne, jak gdyby ujrzały nagle upiora lub bazyliszka.
— A-a-a-a!
Zniknęła z ganku, we wnętrzu domu zniknął téż i Bahrewicz; za dwoma oświetlonemi oknami zagotowało się jak w garnku.
Za temi oknami istniał pokój dość obszerny, kwadratowy, z prostym, belkowanym sufitem, z prostą, na czerwono pomalowaną podłogą, z mebelkami staroświeckiemi, obitemi kwiecistym perkalem, z mnóztwem obrazków świętych i świeckich w błyszczących ramkach, na ścianach oklejonych najtańszém z papierowych obić, z mnóstwem na komodzie i stolikach pretensyonalnych i bardzo brzydkich fatałaszek, jako to: bukietów z włóczkowych i papierowych kwiatów, koszyczków z paciorek, kieliszków i kałamarzyków z kolorowego szkła, lalek gipsowych, piesków i aniołków z cukru i t. p. U okien nie było roślin, ani zielonych, ani kwitnących; w zamian, na siatkowych,