go, Madzia, z domu Kaprowska, jedną ręką broniąc narzędzia pomsty swojéj, drugą trzymała kołnierz jego surduta tak silnie, że uginał on nizko szerokie plecy i oczy błękitne, na-pół tylko przytomne, niemożliwie szeroko wytrzeszczał. Kobieta szamotała się, sapała i wywijała laską; dziewczęta wspinały się ku lasce, podskakiwały, jęczały; mężczyzna wyrywał się, ręce podnosił, kołnierz sukni swéj wyzwolić usiłował, i coraz głośniej sapał, przytém na podobieństwo posuwającego się po przestrzeni planetarnego systemu, grono walczących, w miarę przedłużania się walki, posuwało się do pokoju, okrążając stół do wieczerzy nakryty. Nikt z grona tego nie milczał; owszem, wszyscy razem mówili. Mowy to były urywane, zdyszane, niemniéj można z nich było wyróżnić peryody i słowa następujące:
— Z kim ojczulek gawędzi... w klombie... Jezusie Chrystusie... Z Krysiunią swoją... wieczorkiem... miły ojczunio... wilk do lasu ciągnie.. szlachcic łapciasty do chamki...
— Madziu! Serce moje... dzieci patrzą...
— Mamo! proszę oddać laskę! to kuzynka Ludwika laska... mama złamie laskę kuzynka...
— Miotły! Jezusie Chrystusie! przynieście miotłę, to laskę oddam... Wieczorkami... po klombach z Krysiunią...
— Madziu! serce moje... ty wiész, że to przeszłość!...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/026
Ta strona została uwierzytelniona.