Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/027

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pokażę ja tobie przeszłość, aż ci gwiazdy w oczach zaświecą...
— Mamo! to nie wypada tak z tatką kłócić się...
— Mama nas kompromituje... my przez to nigdy za mąż nie powychodzim...
— Miotły! Jezusie Chrystusie! Miotły! precz, błaźnice! nie przeszkadzajcie...
— Mamo! proszę laskę oddać... My nie pozwolim...
— Nie przeszkadzajcie, bo dam...
I nie była to obietnica próżna. Laska upadła na ziemię, kołnierz Bahrewicza odzyskał wolność, natomiast dwie pięście, spadły na plecy dwóch dziewcząt, które, wybuchając płaczem, z pola walki ustąpiły, i z chustkami przy oczach, odwróciły się twarzami do zielonego pieca. Bahrewicz jednym skokiem znalazł się przy drzwiach, wtém za oknami rozległ się turkot bryczki.
— Ludwik przyjechał! — krzyknął Bahrewicz, na którego twarzy wybuchnęła niewymowna radość. Jak zając przez miedzę, przez próg przeskoczył i zniknął w sieni. Bahrewiczowa potężnie odsapnęła, czepek na głowie poprawiła, suknię ociągnęła i w kącie pokoju postawiła laskę z bronzowym nagłówkiem. Panienki chuchały w chusteczki i oczy sobie z łez osuszały. Układ ust ich, przed chwilą skrzywionych, objawiał zadowolenie; przygładziły dłońmi włosy, dotknęły kokard zdobiących staniki i chustkami do no-