sa, jak wachlarzami, ochładzając twarze, chodzić poczęły do koła stołu, jedna za drugą, powoli, poważnie, z dystynkcyą, to jest z dumném podniesieniem głów i niedbałém rzucaniem łokci w tył i na przód. Ogółem biorąc, przedstawiały one widok wdzięczny. Figurki miały zgrabne, twarze okrągłe i szerokie, jak u ojca i matki, ale białe i świeże, noski zadarte i oczy małe, buzie ponsowe i włosy bujne. Ubrane były bardzo modnie, a moda w owym roku właśnie rozkazywała ubraniom kobiecym, jak najwięcéj wydymać się i wypuklać na biodrach i piersi. Sukienki ich tedy z materyi wielce taniéj, wydęte były i uwypuklone, w sposób zupełnie niepospolity. Rózia, brunetka, włosy miała przyozdobione wstążką ponsową, a Karolcia, blondynka, błękitną. Wszystko tedy było na nich i w nich staranne i wykwintne; od cery twarzy, któréj widocznie nie nadwerężały nigdy upały ani wiatry, do bucika, ślicznie obciskającego nóżki duże i płaskie. Rączki téż z gracyą poruszające chusteczkami, szerokie były, grube i znakomitą siłę na piérwszy rzut oka zdradzające, ale powleczone skórą białą i gładką, jak atłas. Tak ubrane i wyglądające, z główkami podniesionemi wysoko, z łokciami rzucającemi się to w tył, to naprzód, chodziły jedna za drugą dokoła stołu. Nie można powiedziéć, aby kroki ich sprawiały tyle tylko szelestu, ile go sprawia przelatujący zefir, niemniéj, tentent ich przygłuszonym był dzwonieniem, a raczéj
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/028
Ta strona została uwierzytelniona.