nego przez Bahrewicza, a do córki zwróconego, wezwania. Usłyszał jednak głos Bahrewiczowéj:
— Karolka! słyszysz? a nuże! Wstawaj i idź do fortepianu! Czy to panna Szurkowska na to was grać i śpiewać uczyła, żebyście przed wróblami popisywały się!
Panienka wstała, do fortepianiku poszła, usiadła przed nim i, uderzywszy kilka akordów, z oczyma w kuzynka wlepionemi, zaśpiewała:
„O aniele! co z téj ziemi
W górne strefy lot podnosisz...”
Była to ulubiona pieśń Bahrewicza, to téż przy drugim zaraz wierszu, cieniutkiemu głosowi córki tubalnym głosem zawtórował:
„W górne strefy lo-o-o-ot po-o-o-od...”
Nagle umilkł, Madzia bowiem przeszyła go spójrzeniem piorunującém. Kaprowskiemu, do którego przysiadła się, szeptała w same prawie ucho, wyobrażając sobie zapewne, że w ten sposób mówiąc, słuchać mu śpiewu córki nie przeszkodzi.
— Guwernantki do nich trzymałam... trzy ich było... jedna po drugiéj... po francuzku kazałam uczyć, muzyki, śpiewania, wszystkiego... Rózia do muzyki zdatności nie miała, ale Karolce Pan Bóg dał wielki talent, to téż, przy pannie Szurkowskiéj z niéj dużo skorzystała... Jezusie Chrystusie! co mnie ich edu-