Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

lała po bladéj i zmiętéj jego twarzy wyraz znudzenia, połączonego z wyrazem smutku. Smutkiem napełniała go może myśl, że ciężkie okoliczności życia zmuszają go do przepędzania podobnych wieczorów... Powstał.
— Słowo honoru! — rzekł — człowiek tak strząsł się po tych waszych dyabelskich drogach, że może już i pora odpocząć. Jutro rano dacie mi, panie Stefanie, koniki... do domu powracać muszę.
Na te słowa, wszyscy prócz Karolci ruszyli się z miejsca i upraszać zaczęli gościa o dłuższe pozostanie w ich domu; Bahrewicz obejmował go i tak w oba policzki całował, że aż stały się wilgotne i błyszczące; Bahrewiczowa, otaczając go także krótkiemi i tłustemi ramiony, krzyczała, że nieboszczyk ojciec Ludwika przewrócił-by się w trumnie, gdyby widział, jaką krzywdę wyrządza on jego siesrze, przyczém, rozpłakała się tak, że aż chlipać zaczęła. Róża wołała, że kuzynek, z wielkiego świata kawaler, pogardza swymi krewnymi dlatego, że są wieśniakami i parafianami; jedna tylko Karolcia, usłyszawszy wzmiankę o odjeździe kuzynka, stanęła, jak wryta, i wpatrzona w niego, jak w tęczę, błagała tylko zasmuconemi oczyma.
Ale on okazywał się nieugiętym.
— Interesy! — powtarzał — interesy! interesy!... dalibóg, nie mogę! słowo honoru! interesy! tam na mnie czekają!