który ona trzymała nad jego głową, byłby może, jak tylu innych, rozpił się, rozhultaił i do niczego porządnego nie doszedł. Gdyby ten batog nie znalazł się wnet po ślubie w jéj energicznych rękach, on-by go trzymał nad nią i znęcał się nad łagodną, słabą i uległą. Dokoła téj, która dzierżyła narzędzie, będące berłem ziemskiego królestwa, chodził na palcach ostrożnie, przemawiał do niéj mięko, nieśmiało; patrzył w jéj oczy z wyrazem psa, usiłującego odgadnąć wolę swego pana; w chwilach dobrego porozumienia okrywał pocałunkami jéj grube, czerwone ręce. Gdyby ręce te były drobne i delikatne, spuszczał-by on na nie zamiast pocałunków, rzemienie batoga.
Jednak, był czas, w którym Bahrewicz kochał inaczéj nieco, nie przez cześć dla batoga, nie przez wdzięczność za sprzedawanie na korzyść rodziny masła, pomieszanego z kartoflową kaszą, nie przez uznanie w kobiecie wyższości urodzenia i rozumu, ale, ot, z łaski bożéj, niby z natchnienia serca i zachwycenia oczu, które oderwać się nie mogły od słusznéj i zgrabnéj kibici, od śniadéj twarzy, od włosów kruczych i purpurowych, jak świeża wiśnia wilgotnych ust chłopki. Była to chłopka i nawet nie gospodarska córka, ale sierota bez domu i uboga dziewka folwarczna. Młodym był wtedy, i z piersi jego niezupełnie jeszcze uleciała świeżość i poezya szlacheckiéj zagrody, którą tylko co dla służby dworskiéj opuścił.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/057
Ta strona została uwierzytelniona.