Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/060

Ta strona została uwierzytelniona.

kim gniewem i hałasem wypędził z izby czeladnéj wiejskich swatów, którzy przychodzili piękną, hożą i pracowitą dziewkę brać za żonę dla gospodarskich synów. Do siebie mawiał: „Czego ona przyczepiła się do mnie!” Jéj jednak powiedziéć tego nie śmiał; chciał kilka razy, ale przez usta mu słowa nie przechodziły, bo pamiętał wybornie, jak długo i ogniście starać się musiał o przezwyciężenie wstydliwości jéj i strachu. Nie można było zresztą powiedziéć, aby i teraz przestał ją lubić. Owszem, czuł dobrze, że rozstać się z nią będzie mu bardzo ciężko. Gdyby nie była chłopką, ożenił-by się z nią, choć nic nie miała. Na pieniądze tymczasem, nie był chciwym, ale honorów strasznie pożądał. Ambitnym był. Krysię obejmował i całował z namiętnością i rozkoszą, ale w godzinę potém, marzył o ożenieniu się z panną z pięknego domu. „Gdyby tak trafiło się — do przyjaciół mawiał — ożenił-bym się z bosą i nagą, byle była z dobréj familii i z edukacyą.” Trafiło się. Przyjaciele zaswatali, do panny powieźli, zaręczyli i ożenili. Przedtém jeszcze był dzień, w którym z Leśnéj wyszła chłopka wysoka i czarnowłosa, z twarzą młodą, ale zoraną zgryzotą i łzami, z jedném dzieckiem malutkiém, które prowadziła za rękę, drugiém u piersi. Starszy z chłopaków tych, miał imię Filip, w chłopskiéj wymowie Pilip, młodszy Antosiek. Tego samego dnia, Bahrewicz, zamknąwszy się szczelnie w mieszkaniu swojém, aż ryczał